**Joy**
W szpitalu nie było dość przyjemnie. Zawsze gdy przebywałam w tym miejscu czułam się chora ,mimo ,że wcale nie byłam. Wlokłam się za Trudy powolnym krokiem. Byłam nieco skrępowana faktem ,że Jerome może być tutaj przeze mnie.
- Trudy ,ja nie chcę tutaj być. - Wymamrotałam do opiekunki. Przebywałam tutaj tylko jakieś niecałe pięć minut ,a już miałam tego miejsca po dziurki w nosie.
- Jeszcze nawet nie doszłyśmy. - Zauważyła kobieta.
Westchnęłam. Byłam niemal pewna ,że szybko mnie stąd nie wypuści.
Przechodziłyśmy przez masę różnych korytarzy ,lecz w żadnym nie było śladu po kimś z domu Anubisa. Czułam się tak jakbyśmy krążyły w jakiś labiryncie nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia. Nie ,żebym była jakaś chora czy coś ,po prostu nie znoszę szpitali.
Rozglądając się dookoła zauważyłam Alfie'go. Stał przy sklepiku ,w którym sprzedawali ciasto. Nie bardzo mnie to zdziwiło. W końcu to Alfie.
- O Trudy! Joy! - Ucieszył się jak nas zobaczył.
- Hej Alfie. - Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Alfie gdzie są wszyscy? - Zapytała Trudy.
- Siedzą w ogrodzie. Znudziło im się siedzenie pod salą Jeroma. - Zaśmiał się. - Mnie wysłali po ciasto.
- Wysłali po ciasto? Jesteś pewny ,że sam nie postanowiłeś przyjść? - Spytałam.
- Oj ,no dobra. Sam zdecydowałem przyjść po ciasto...Zadowolona?
- Bardzo.
- Joy idziesz ze mną do Jeroma? - Zapytała Trudy.
- Nie ,wolę iść do reszty. - Odpowiedziałam. Wolałam zwlekać jak najdłużej tylko się da z odwiedzeniem go ,a jeżeli teraz miałam wybór ,musiałam go wykorzystać.
- No jak chcesz. To ja idę. - Powiedziała ruszając w kierunku kolejnego korytarza ,a po chwili zniknęła za jego drzwiami.
- Pomożesz mi zanieść ciasto. - Oświadczył Alfie.
- Ok..ay.
Chwilę mu zeszło kupowanie go. Prawda była taka ,że nie mógł się zdecydować ,które wybrać. W końcu wybrał dwa rodzaje. Jabłecznik i sernik. Nie obyło się oczywiście od babeczki jagodowej ,którą zjadł na miejscu.
- Nieee. Trudy robi lepsze. - Skomentował przełykając ostatni kawałek ,gdy szliśmy już w stronę ogrodu.
- Przynajmniej wiesz ,że nie powinno się kupować szpitalnych babeczek. - Westchnęłam.
Zapadła cisza ,która trwała do momentu ,w którym doszliśmy do naszych przyjaciół. Wszyscy siedzieli na kocu (nie miałam pojęcia skąd on się tu wziął) ,przy długim zielonym krzewie i popijali się oranżadą ,którą też nie wiedziałam skąd wzięli. Patricia raptownie wstała wyrywając się z objęć Eddiego i podbiegła do mnie ,po czym pociągnęła kilka metrów na bok ,nie dając mi możliwości przywitania się z kimkolwiek.
- Słuchaj ,nie wiem czy to czasem nie jest spowodowane tymi robakami. - Powiedziała.
- Ja też tak myślę. - Przyznałam. - Kurczę ,jeżeli się okażę ,że to właśnie to jest przyczyną to uznam siebie za tyrana.
- Oj ,nie przesadzaj. Należało mu się. - Uśmiechnęła się lekko.
- Ale nie aż tak.
- W sumie racja. - Zamilkła na moment. - Dobra chodźmy do reszty. - Znów pociągnęła mnie za rękę.
Usiadłyśmy na skraju kocu. Nasze pojawienie się przerwało wszystkie dyskusje ,które właśnie trwały. Wszystkich wzrok skierował się na mnie ,jakby również uważali ,że to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą.
- Nie gapcie się tak. - Uniosłam głos poirytowana. - Nic nie zrobiłam!
- Pewna tego jesteś? - Zabrał głos Eddie.
- Eddie ,nie obwiniaj jej! - Skarciła go Patricia. - Jej wina ,czy nie ,tak czy tak należało się temu pajacowi.
- Czy ty aby na pewno się przeginasz? On leży w szpitalu! - Krzyknął na nią.
- Jeszcze raz się na mnie wydrzesz ,a ty sam wylądujesz w szpitalu!
- Ej ,nie kłóćcie się przeze mnie. - Wtrąciłam usiłując ich uspokoić.
- On sam zaczął. - Odparła Pat.
- Ale wy jesteście parą i nie powinniście się kłócić.
- Chcą to niech się kłócą ,ich problem. - Powiedział Fabian niewzruszony.
- Ale przez te kłótnie mogą zerwać! - Zwróciłam się do niego ,ale on tylko wzruszył ramionami.
- Może to w sumie dobry pomysł. - Stwierdziła moja przyjaciółka.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Uprzedził mnie Eddie zadając dokładnie to samo pytanie ,które własnie pchało mi się na usta.
- Że może to faktycznie dobry pomysł ,że powinniśmy zerwać. - Odpowiedziała mu wstając. - Muszę się nad tym zastanowić. - Powiedziała jeszcze i zaczęła iść szybkim krokiem w kierunku szpitala. Wstałam i pobiegłam za nią.
- Serio chcesz z nim zerwać? - Spytałam.
- A co? Mam inne wyjście? Już się nie dogadujemy tak jak kiedyś ,chyba zauważyłaś. Przerwa nam się przyda.
- Przecież się kochacie.
- Nie jestem tego taka pewna.
- Co?
Nie było mi dane dokończyć tej wymiany zdań ponieważ doszłyśmy do punktu gdzie siedziała Trudy ,a mianowicie przed salą ,w której leżał Jerome.
- Chcecie do niego wejść? - Zapytała.
Pat spojrzała na mnie.
- Ja idę ,a ty?
Po długim namyśle kiwnęłam głową. Wypadało wszystko z nim wyjaśnić. Rudowłosa weszła jako pierwsza ,a ja zawahałam się. Minęła chwila zanim zdobyłam się na wejście do środka. Bałam się ,bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać....
CDN...
Sorki ,że nie dodawałam tutaj długo rozdziału ,ale zupełnie nie wiedziałam co pisać. Miałam wizję ,ale nie miałam pojęcia jak przelać to na kartkę. Po ciężkich próbach w końcu się udało ,ale skutki nie do końca mnie zadowalają ,ponieważ uważam ,że ten rozdział wyszedł mi trochę bez sensu. A wy co myślicie?
Patricia Miller
Jak zawszę!
OdpowiedzUsuńCud ,miód i malina! :D
Hej!
OdpowiedzUsuńGdybyś ty widziała moją minę gdy czytałam o rozstaniu Peddie! Jeszcze jestem zszokowana! Dlaczego?!! Na żadnych z twoich blogów nie ma Peddie :( Smutno mi !
Fabian po co to mówiłeś ? Zamilcz !!
Co do Jeroy ,ona nie mogła go zabić co nie ? Nie no żartuję Joy przeproś super fryzurę Jeroma i po sprawie . Mam nadzieję ...
Peddie ma być i Jeroy proszę :D
Czekam na next
Pozdrawiam
Super co dalej z jerrym
OdpowiedzUsuńPeddie. Nieeeeeeeeeeeee :///
OdpowiedzUsuńboski :))
Ekstra <333
OdpowiedzUsuńUuuu. Eddie masz nauczkę xd. Nie krzycz na panie! One tego nie lubią :P
OdpowiedzUsuńA teraz masz. Jesteś sam ;D Ale pamiętaj nasz jeszcze mnie :******
Cóż takiego Jerome powie ? :* Ehh, pewnie wie, że to sprawka Joy.
Świetny <33
fajny,super/BB
OdpowiedzUsuń