GRY

sobota, 19 października 2013

TRAGEDIA! ;c

Patricia Miller usunęła się z bloga!!!
Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale omal nie usunęła CAŁEGO bloga!
Weźcie przemówcie jej do rozumu tak, by zechciała tutaj wrócić!!!
Poszę pomóżcie mi! <333


Do czasu jej powrotu blog jest zawieszony... ;c

poniedziałek, 14 października 2013

♥ Rozdział 12 "Serio chcesz z nim zerwać?" ♥

**Joy**


W szpitalu nie było dość przyjemnie. Zawsze gdy przebywałam w tym miejscu czułam się chora ,mimo ,że wcale nie byłam. Wlokłam się za Trudy powolnym krokiem. Byłam nieco skrępowana faktem ,że Jerome może być tutaj przeze mnie. 
- Trudy ,ja nie chcę tutaj być. - Wymamrotałam do opiekunki. Przebywałam tutaj tylko jakieś niecałe pięć minut ,a już miałam tego miejsca po dziurki w nosie.
- Jeszcze nawet nie doszłyśmy. - Zauważyła kobieta. 
Westchnęłam. Byłam niemal pewna ,że szybko mnie stąd nie wypuści.
Przechodziłyśmy przez masę różnych korytarzy ,lecz w żadnym nie było śladu po kimś z domu Anubisa. Czułam się tak jakbyśmy krążyły w jakiś labiryncie nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia. Nie ,żebym była jakaś chora czy coś ,po prostu nie znoszę szpitali.
Rozglądając się dookoła zauważyłam Alfie'go. Stał przy sklepiku ,w którym sprzedawali ciasto. Nie bardzo mnie to zdziwiło. W końcu to Alfie.
- O Trudy! Joy! - Ucieszył się jak nas zobaczył.
- Hej Alfie. - Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Alfie gdzie są wszyscy? - Zapytała  Trudy.
- Siedzą w ogrodzie. Znudziło im się siedzenie pod salą Jeroma. - Zaśmiał się. - Mnie wysłali po ciasto. 
- Wysłali po ciasto? Jesteś pewny ,że sam nie postanowiłeś przyjść? - Spytałam. 
- Oj ,no dobra. Sam zdecydowałem przyjść po ciasto...Zadowolona?
- Bardzo.
- Joy idziesz ze mną do Jeroma? - Zapytała Trudy.
- Nie ,wolę iść do reszty. - Odpowiedziałam. Wolałam zwlekać jak najdłużej tylko się da z odwiedzeniem go ,a jeżeli teraz miałam wybór ,musiałam go wykorzystać. 
- No jak chcesz. To ja idę. - Powiedziała ruszając w kierunku kolejnego korytarza ,a po chwili zniknęła za jego drzwiami.
- Pomożesz mi zanieść ciasto. - Oświadczył Alfie. 
- Ok..ay.
Chwilę mu zeszło kupowanie go. Prawda była taka ,że nie mógł się zdecydować ,które wybrać. W końcu wybrał dwa rodzaje. Jabłecznik i sernik. Nie obyło się oczywiście od babeczki jagodowej ,którą zjadł na miejscu. 
- Nieee. Trudy robi lepsze. - Skomentował przełykając ostatni kawałek ,gdy szliśmy już w stronę ogrodu. 
- Przynajmniej wiesz ,że nie powinno się kupować szpitalnych babeczek. - Westchnęłam. 
Zapadła cisza ,która trwała do momentu ,w którym doszliśmy do naszych przyjaciół. Wszyscy siedzieli na kocu (nie miałam pojęcia skąd on się tu wziął) ,przy długim zielonym krzewie i popijali się oranżadą ,którą też nie wiedziałam skąd wzięli. Patricia raptownie wstała wyrywając się z objęć Eddiego i podbiegła do mnie ,po czym pociągnęła kilka metrów na bok ,nie dając mi możliwości przywitania się z kimkolwiek. 
- Słuchaj ,nie wiem czy to czasem nie jest spowodowane tymi robakami. - Powiedziała.
- Ja też tak myślę. - Przyznałam. - Kurczę ,jeżeli się okażę ,że to właśnie to jest przyczyną to uznam siebie za tyrana. 
- Oj ,nie przesadzaj. Należało mu się. - Uśmiechnęła się lekko.
- Ale nie aż tak. 
- W sumie racja. - Zamilkła na moment.  - Dobra chodźmy do reszty. - Znów pociągnęła mnie za rękę. 
Usiadłyśmy na skraju kocu. Nasze pojawienie się przerwało wszystkie dyskusje ,które właśnie trwały. Wszystkich wzrok skierował się na mnie ,jakby również uważali ,że to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą. 
- Nie gapcie się tak. - Uniosłam głos poirytowana. - Nic nie zrobiłam!
- Pewna tego jesteś? - Zabrał głos Eddie. 
- Eddie ,nie obwiniaj jej! - Skarciła go Patricia. - Jej wina ,czy nie ,tak czy tak należało się temu pajacowi.
- Czy ty aby na pewno się przeginasz? On leży w szpitalu!  - Krzyknął na nią. 
- Jeszcze raz się na mnie wydrzesz ,a ty sam wylądujesz w szpitalu!
- Ej ,nie kłóćcie się przeze mnie. - Wtrąciłam usiłując ich uspokoić. 
- On sam zaczął. - Odparła Pat.
- Ale wy jesteście parą i nie powinniście się kłócić.
- Chcą to niech się kłócą ,ich problem. - Powiedział Fabian niewzruszony. 
- Ale przez te kłótnie mogą zerwać! - Zwróciłam się do niego ,ale on tylko wzruszył ramionami. 
- Może to w sumie dobry pomysł. - Stwierdziła moja przyjaciółka. 
Spojrzałam na nią pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Uprzedził mnie Eddie zadając dokładnie to samo pytanie ,które własnie pchało mi się na usta.
- Że może to faktycznie dobry pomysł ,że powinniśmy zerwać. - Odpowiedziała mu wstając. - Muszę się nad tym zastanowić.  - Powiedziała jeszcze i zaczęła iść szybkim krokiem w kierunku szpitala. Wstałam i pobiegłam za nią.
- Serio chcesz z nim zerwać? - Spytałam.
- A co? Mam inne wyjście? Już się nie dogadujemy tak jak kiedyś ,chyba zauważyłaś. Przerwa nam się przyda. 
- Przecież się kochacie. 
- Nie jestem tego taka pewna. 
- Co?
Nie było mi dane dokończyć tej wymiany zdań ponieważ doszłyśmy do punktu gdzie siedziała Trudy ,a mianowicie przed salą ,w której leżał Jerome.
- Chcecie do niego wejść? - Zapytała.
Pat spojrzała na mnie.
- Ja idę ,a ty?
Po długim namyśle kiwnęłam głową. Wypadało wszystko z nim wyjaśnić. Rudowłosa weszła jako pierwsza ,a ja zawahałam się. Minęła chwila zanim zdobyłam się na wejście do środka. Bałam się ,bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać....

CDN...

Sorki ,że nie dodawałam tutaj długo rozdziału ,ale zupełnie nie wiedziałam co pisać. Miałam wizję ,ale nie miałam pojęcia jak przelać to na kartkę. Po ciężkich próbach w końcu się udało ,ale skutki nie do końca mnie zadowalają ,ponieważ uważam ,że ten rozdział wyszedł mi trochę bez sensu. A wy co myślicie?

Patricia Miller

piątek, 4 października 2013

♥ Rozdział 8 ♥ "Z nami koniec!"

**Jerome**

Wpadłem do pokoju jak z procy i skoczyłem na łóżko Alfie'go z zamiarem obudzenia go.
- Alfie wstawaj!
Dopiero po chwili skapnąłem się ,że łóżko jest puste. Zacząłem się zastanawiać gdzie mój przyjaciel mógł iść ,ale po chwili przerwałem rozmyślenia przypominając sobie ,że jak najszybciej muszę odkręcić kawał z rybami w szafce Joy.
Wciągnąłem na siebie kurtkę i wybiegłem nie zamykając za sobą drzwi.
- Gdzie idziesz o tej porze? - Usłyszałem za sobą ,kiedy miałem zamiar wychodzić. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem zadowolonego Alfie'go ,który schodził właśnie po schodach z ręcznikiem w ręku.
- Co ty robiłeś na górze? - Byłem ciekaw ,a zarazem bałem się ,że ciemnoskóry wciela w życie nasze plany z wczoraj.
- Wstałem ,żeby iść do łazienki i wpadłem na pomysł ,żeby podmienić szampon Joy na miksowany ser pleśniowy. - Opowiedział. - Zauważyłem później ,że Joy właśnie idzie do łazienki więc schowałem się ,ale ,kiedy usłyszałem dźwięk prysznica pomyślałem ,że zabiorę jej jeszcze ręcznik i oto tada. - Podniósł rzecz ,którą trzymał w ręku do góry.
- No brawo Alfie.- Powiedziałem cicho załamany.
Po chwili dobiegł nas z góry krzyk Joy. Mój przyjaciel wybuchł tubalnym śmiechem ,a ja westchnąłem i zabrałem od niego ręcznik ,a następnie pobiegłem na górę po czym zapukałem do drzwi łazienki.
- Joy wszystko okay? - Zapytałem.
- Mam w szamponie ser! - Krzyknęła. - A na dodatek nie mam ręcznika!
- Emm...tak się składa ,że ja mam twój ręcznik.
- Co?! Skąd?! Oddawaj go!!
- Tak ,tak już. Em.... - Zawahałem się. Przecież nie wejdę do damskiej łazienki ,żeby podać jej ręcznik. - Zostawię go przed drzwiami. - Poinformowałem.
- Dobra. Później mi wytłumaczysz skąd go masz ,a teraz idź ,bo muszę go zabrać! - Była wściekła.
- Okay. - Powiedziałem i odszedłem ,żeby po chwili znaleźć się na dolę w holu gdzie Alfie ciągle chichotał pod nosem.
- Stary co z tobą? - Spytał ,kiedy zauważył ,że mi nie jest wcale do śmiechu.
- Nic. - Odpowiedziałem ,a następnie wyszedłem z domu. Chociaż chciałem ,żeby Joy uniknęła tego kawału z rybami. Niestety ,kiedy doszedłem do szkoły wciąż była zamknięta ,a ja nie miałem nic czym mógłbym znów otworzyć zamek.
Ze złości aż kopnąłem drzwi ,a później wróciłem do domu. Połowa Anubisowiczów już nie spała tylko ubrana już w mundurki schodziła na dół i kierowała się do jadalni. Przemknąłem do pokoju niezauważony i jak najszybciej przebrałem się w mundurek ,kiedy zdałem sobie sprawę ,że lekcje zaraz się zaczną.
Kiedy wszedłem do jadalni nikogo tam nie było. Dom już świecił pustkami. Wszyscy na pewno poszli już do szkoły ,pomyślałem i zabierając jabłko ze stołu zarzuciłem torbę na ramię i tak samo opuściłem dom.
Można powiedzieć ,że biegłem. Wciąż jeszcze nie zapomniałem o tym kawale ,który czekał Joy ,kiedy otworzy szafkę.

Pełno ludzi błąkało się po korytarzach. Jeszcze lekcje się nie zaczęły. Przeciskałem się szukając Alfie'go ,którego znalazłem kilka metrów od szafki Joy stojącego pod ścianą. Brunetka właśnie podchodziła do szafki. Głos ugrzęzł mi w gardle i nie mogłem nic powiedzieć.
Stałem jak wryty i przyglądałem się jak jedna po drugiej ryby wyślizgują się z szafki dziewczyny ,kiedy ją otwiera i zatrzymują się na jej butach.
Alfie wybuchł śmiechem i aż położył się na podłogę. Inni widzowie też zaczęli się śmiać. Po chwili po szkole rozniósł się smród ,który dochodził właśnie z martwych ryb.
- O nie. - Przyłożyłem sobie ręce do twarzy. 
Alfie puknął mnie w ramie.
- Jerome! No co ty?! Czemu się nie śmiejesz?! Udało nam się! - Wykrzyczał. Na moje nieszczęście usłyszała to Joy i na dodatek Mara.
- To twoja sprawka? - Podeszła do mnie ta pierwsza.
- Emm... - Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Nienawidzę cię!! - Krzyknęła po czym wybiegła.
Następnie podeszła do mnie Mara.
- Z nami koniec!
-Co? - Myślałem ,że się przesłyszałem.
Nie odpowiedziała nic tylko pobiegła w tę samą stronę co Joy.
Okropnie się czułem.
Straciłem swoją dziewczynę i jeszcze na dodatek ta druga ,z którą myślałem ,że znalazłem wspólny język teraz znienawidziła mnie bardziej niż do tych czas...

CDN....

Patricia Miller

środa, 18 września 2013

♥ Rozdział 11: Nieprzewidziane skutki. ♥

**Joy**


Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Miałam dziwne przeczucia ,tyle ,że nie wiedziałam z czym związane. W głowie ciągle krążył mi dźwięk karetki ,którą słyszałam w nocy i ,która mnie obudziła. Była ona tak blisko i tak głośno ,jakby przyjechała właśnie tutaj. Szybko jednak stwierdziłam ,że nie ma się o co martwić ,bo kto by potrzebował z nas karetki? Zostałam przy przypuszczeniu ,że to był tylko sen ,jednak coś męczyło mnie aż do teraz.
Wiedząc ,że już i tak nie zasnę postanowiłam wstać z łóżka. Była ledwie piąta rano ,godzina ,o której jeszcze wszyscy spali ,a w pokoju nie było już ani Mary ani Pat. Zdziwiło mnie to bardzo. Nieobecność Mary jeszcze zrozumiem ,ona wstaje czasami wcześniej niż inni ,ale Pat? Ona zawsze śpi do oporu. I jeszcze fakt ,że ich obu nie było ,zastanawiał mnie jeszcze bardziej.
Pomimo niechcenia wstałam leniwie zakładając mój szlafrok ,ponieważ w pokoju było dość chłodno. Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi i zeszłam na dół. Dom świecił pustkami. Nigdzie nie mogłam znaleźć Pat i Mary. Reszta pewnie jeszcze spała ,ale gdzie one się podziały? W kuchni spotkałam Trudy. Siedziała przy blacie i wyglądała na trochę podenerwowaną ,a jednocześnie zamyśloną.
- Hej Trudy. - Powiedziałam podchodząc do niej.
- Cześć Gwiazdko. - Odparła nie odrywając oczu od punktu ,w który się wpatrywała. Coś w jej głosie było takiego niepokojącego.
- Czy coś się stało? - Zapytałam siadając obok niej.
Odpowiedziała mi dopiero po dłuższej chwili.
- Jerome jest w szpitalu.
Na początku nie uwierzyłam. Zaczęłam się śmiać.
- Dobry żart. Brawo Trudy.
Jednak ona wcale nie podzielała mojego humoru.
- Mówię poważnie Joy. W nocy po niego przyjechali. Dusił się.
Prychnęłam.

- Przecież jeszcze wczoraj wszystko z nim było w porządku.
- Ale dzisiaj już nie jest. - Westchnęła.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dusił się? Czy mogły to spowodować te robaki ,które mu wczoraj dałam? Co jeśli to przeze mnie jest w szpitalu? Co jeżeli to wszystko moja wina?
- Wolisz iść do szkoły czy pojechać do szpitala ,tak jak reszta? - Spytała opiekunka wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Wszyscy są w szpitalu ,bo Jerome tam jest? - Zdziwiłam się.
- Dokładnie.
Teraz już przynajmniej wiedziałam dlaczego Mary i Patrici nie było w pokoju ,kiedy się obudziłam. No ,ale ,żeby cały dom Anubisa od razu pojechał do szpitala z powodu Jeroma? Aż dziwne.
- To jak? Idziesz do szkoły czy zawieźć cię do szpitala? Czekam na twoją decyzję ,ponieważ ja sama też chcę tak jechać ,ale nie ma Victora ,no i nie mogłam ciebie samej w zostawić.
- Tak zawieź mnie. - Odpowiedziałam po chwili. - Daj mi chwilkę. Ubiorę się i możemy jechać.
- Dobrze.
Wyszłam z kuchni i wróciłam do swojego pokoju. Nie specjalnie śpieszyłam się z ubraniem ponieważ szczerze to wolałabym iść do szkoły niż siedzieć w szpitalu z powodu chłopaka ,którego nawet nie lubię ,ale miałam wrażenie ,że ja również powinnam tam teraz być.
Już gotowa zeszłam na dół. Trudy czekała na mnie w salonie wciąż podenerwowana. Ubrałyśmy jeszcze buty i kurtki i pojechałyśmy do szpitala.
Przed wejściem naszły mnie obawy ,że wszyscy zaczną obwiniać mnie za to co się stało....W sumie to mogła być prawda.....

CDN....

Jak widzicie ten blog nie jest zawieszony....JESZCZE! Możliwe ,że też będzie. Wszystko zależy od was. Co do peddie to mam już napisane dwa rozdziały w przód i chciałabym je zacząć dodawać ,ale nie dodam ponieważ pod 16 jest tylko 13 komentarzy ,no i blog jest zawieszony. Jeżeli chcecie bym go odwiesiła to wiecie co zrobić. Tylko bez spamów!

Patricia Miller

czwartek, 29 sierpnia 2013

♥ Rozdział 10 ♥ "Ja sobie nie życzę robaków pod moją pierzyną!"

**Joy**

Obserwowałam z kuchni jak moi przyjaciele powoli zbiegają się do jadali i siadają przy stole czekając na posiłek.
- Joy! - Powiedział ktoś za mną. Wzdrygnęłam się wystraszona.
- Patricio ,nie strasz mnie tak więcej! - Krzyknęłam ,kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę.
- Sorki. Znalazłaś te robale? - Zapytała.
- Ja sobie nie życzę robaków pod moją pierzyną! - Do kuchni wszedł Eddie.
Patricia westchnęła ,a na jej twarzy pojawił się grymas zmęczenia.
- No przecież ci tłumaczyłam ,że to było jak się nienawidziliśmy.
- Gaduło znam cię dobrze i wiem ,że byłabyś zdolna do tego by i teraz zrobić mi taki kawał.
- Nie nazywaj mnie Gadułą ,karaluchu! - Oburzyła się.
- No dobrze Paplo. - Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
Wzrok mojej przyjaciółki pokierował się na dzbanek pełen soku ,który stał tuż obok niej.
Zanim się obejrzałam już trzymała go w rękach.
- Woow. - Eddie cofnął się w tył podnosząc ręce w geście obrończym. Ani mi się śniło ,żeby coś powiedzieć. - Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
- Nie ,nie mówiłeś. - Zrobiła krok w jego kierunku.
- No to mówię teraz ,tylko proszę odłóż ten sok!
- Hmm...niech się zastanowię... - Udała ,że myśli.
- Pat zbastuj. - Odezwałam się zmęczona już tym.
Brunetka spojrzała na mnie ,a po chwili odłożyła sok z powrotem na blat.
- Masz szczęście ,leszczu. - Rzuciła w stronę Eddie'go i wyszła.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- Dzięki. - Zwrócił się do mnie.
- Nie ma za co. - Odparłam.
Zaśmiał się.
- Złośnica z niej. - Powiedział kręcąc głową.
- Tak okazuje swoje uczucia.
- Gdzie jest obiad?! Ja umieram! - Dobiegł nas krzyk Alfie'go z jadalni.
- Już niosę. - Odkrzyknęłam.
Eddie wrócił do jadalni ,a ja zabrałam się za noszenie talerzy. Pierwszy talerz dałam oczywiście ciemnoskóremu ,który wręcz rzucił się na jedzenie.
- Ugh..Alfie. - Skomentowała jego zachowanie Amber.
Zaśmiałam się ,a drugi talerz ,który trzymałam postawiłam przed Fabianem. Po kolei nosiłam obiady każdemu. Swój i Jeroma zostawiłam na koniec ponieważ chciałam zobaczyć jego reakcję na widok robali. Podałam mu talerz.
- Dzięki. - Uśmiechnął się do mnie nieśmiało. Nie odpowiedziałam mu. Bez słowa usiadłam na swoim miejscu pomiędzy Pat i Alfie'm. Szczerze to wolałabym siedzieć gdzieś indziej. Nieustanne mlaskanie Alfie'go odbierało apetyt.
Skierowałam oczy na Jeroma ,który właśnie wsadzał pierwszy kęs do buzi. Wstrzymałam oddech ,żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Smakuje ci? - Spytałam z politowaniem ,kiedy Jerome zjadł już połowę.
Pokiwał głową.
- Bardzo.
Zakryłam usta ręką nie mogąc już wytrzymać. Po chwili zauważyłam jak Jerry wpatruje się w talerz i robi się cały czerwony.
- W moim jedzeniu są robaki! - Wrzasnął ,a po chwili złapał się za brzuch. - Przepraszam na moment. - Jęknął i wybiegł z pokoju.
Wybuchał niekontrolowanym śmiechem.
- AAA robale!! - Krzyknęła spanikowana Amber. - Nie znoszę robali..
- Spokojnie Amber. - Powiedziałam ,kiedy nieco się uspokoiłam. - Robale są tylko na talerzu Jeroma.
- To po to ci one były? - Spytała Pat kojarząc fakty.
Uśmiechnęłam się.
- Dokładnie.

Reszta siedziała nie ogarniając co się dzieje.
- Wsadziłaś robaki Jeromowi do jedzenia? - Odezwał się zszokowany Fabian.
- A co ty myślałeś? - Spytałam. - Że nic nie zrobię po tym jak to on wsadził mi zdechłe ryby do szafki?
Brunet już nic nie powiedział tylko wrócił do jedzenia.
- Joy ,nie wiedziałam ,że jesteś taka mściwa. - Powiedziała tym razem Nina.
Westchnęłam zmęczona ich uwagami.
- Niech wie jak to jest być ofiarą kawału. Należało mu się. - Odpowiedziała złotowłosej Patricia.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- W sumie to masz rację.
- Pójdę sprawdzić co z nim. - Powiedziała jak to zwykle zatroskana Mara i wstała.
- Maro siadaj. - Rozkazałam. - Już nie jesteście razem ,pamiętaj. Nie masz obowiązku się o niego martwić.
Usiadła z powrotem.
- Co prawda to prawda. - Przyznała.
- To ja pójdę. - Willow włączyła się do konwersacji ,a następnie za nim ktoś zdążył zareagować wyszła. Spojrzałam na Mare. Wiedziałam ,że ciągle kocha Jeroma ,a uprzedzenie do Willow jej jeszcze nie przeszło.  Na jej twarzy można było zobaczyć złość ,ale też i smutek.
- Nie przejmuj się Maro. - Złapałam ją za rękę.
- No właśnie. - Poparła mnie Pat chwytając za drugą rękę Mary. - On nie jest tego wart.
- Dzięki dziewczyny. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Do pokoju wróciła Willow ciągnąc za sobą Jeroma ,który szczerze to nie najlepiej wyglądał. Zachichotałyśmy.
- Coś ty zjadł Jerome? - Spytałam chytrze.
- Robaki. - Odpowiedział ciężko siadając na swoje miejsce.
- Z przyjemnością mogę stwierdzić ,że jesteśmy kwita. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc jak zareaguje. Otworzył szeroko oczy.
- Ty to zrobiłaś? - Spytał ze zdziwieniem.
- A co myślałeś?
Nie wychodził z szoku i dobrze. Niech wie z kim zadziera.
Znów przyłożył sobie rękę do brzucha i jęknął.
- Znowu? - I wybiegł z salonu z gwałtowną prędkością. Wybuchnęłam śmiechem znów nie mogąc się opanować. Zaraz do mnie dołączyła i Patricia.
- Wydaję mi się ,że jednak trochę przesadziłaś.- Powiedział powoli Fabian warząc dokładnie każde słowo.
- Zasłużył na to. - Odparłam pewnie i wstając od stołu wyszłam. Udałam się do swojego pokoju ,nie mając do robić sięgnęłam po moją ulubioną książkę "Zmierzch". Może i czytałam ją i wiele razy ,ale ciągle mi się nie znudziła.
Zanim jeszcze ją otworzyłam pomyślałam jeszcze raz o Jeromie. Pewnie teraz siedział w łazience wypruwając z siebie flaki.


Następny za minimum 10 komków :D

Patricia Miller

piątek, 9 sierpnia 2013

♥ Rozdział 9: Zemsta ♥

**Joy**

Byłam na maksa wściekła.Co za....Ugh!!! A ja chciałam się z nim zaprzyjaźnić i nawet go przeprosiłam ,a on co!?
Wpadłam do pokoju i opadłam na łóżko. Mimo to ,że byłam bardzo zła ,to i tak nie powstrzymało moich łez od wypłynięcia z oczu rozmazując przy tym mój lekki makijaż.
- Joy? - Usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się ,żeby sprawdzić kto to.
W drzwiach stała moja przyjaciółka Mara.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam ,a raczej wychlipałam przez łzy.
- Przyszłam sprawdzić jak się czujesz. - Odpowiedziała z wyraźną troską.
- A jak się mam czuć? Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić Maro.
- Już nie musisz próbować. - Pogładziła mnie po ramieniu. - Zerwałam z nim.
- Co? - Zdziwiłam się. - Przecież ty go kochasz.
- Tak ,ale nie chcę być z kimś kto tak traktuje moją przyjaciółkę.
- Czuję się winna tego ,że już nie jesteście razem. Byliście fajną parą. - Przyznałam.
Brunetka raptownie posmutniała.
- Może i tak ,ale nie chcę mieć takiego chłopaka jak on. - Powiedziała cicho.
Przytuliłam ją do siebie. Łzy chwilę temu przestały spływać mi po policzkach.
- Muszę o nim zapomnieć. - Wyszeptała.
Westchnęłam wiedząc ,że to nie będzie dla niej łatwe ,a nie chciałam by cierpiała.
Dobiegło nas pukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałyśmy jednocześnie.
Do pokoju weszła Trudy.
- Gwiazdki ,a wy nie w szkole? - Zapytała.
- Nie mam ochoty tam dzisiaj być. - Odpowiedziała na jej pytanie Mara.
- Ja też nie. - Odezwałam się.
- Coś się stało? - Zauważyła ,że nie jesteśmy w nastojach.
Nic nie powiedziałyśmy.
- Rozumiem ,że nie chcecie o tym rozmawiać. - Zgadła. - Nie powiem Victorowi ,że tu jesteście ,ale musicie mi pomóc w robieniu obiadu.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do opiekunki ,a ona po chwili opuściła pokój.
- Trzeba się przebrać. - Westchnęła brunetka ,po czym wstała i zabierając ciuchy ze swojego łóżka także wyszła z pokoju.
Uszykowałam sobie czerwoną sukienkę z jedwabiu i balerinki tego samego koloru. Ubrałam się w te rzeczy ,a mundurek powiesiłam na wieszaku w szafie i zeszłam na dół.
Kiedy znalazłam się w kuchni Trudy od razu wręczyła mi worek ziemniaków i nożyk.
- Obieraj. - Rozkazała zabiegana.
- Czy wszystko w porządku? - Zapytałam zaczynając obierać.
- Mam dzisiaj randkę. - Odpowiedziała. - Muszę się szybko wyrobić z obiadem ,by mieć czas się uszykować.
- Randka? - Zdziwiłam się. - Z kim?
Zarumieniła się.
- Z wujkiem Fabiana. - Odpowiedziała radośnie.
- To super! - Spróbowałam wydobyć z siebie chodź odrobinę entuzjazmu. 
- Trudy? - Do kuchni weszła Mara.
- Ohh. Jak dobrze ,że jesteś. - Odetchnęła opiekunka i wręczyła Marze masę sztućców.
- Ale ja nie mogę wam pomóc. - Powiedziała brunetka odkładając te rzeczy na blat. - Mój tata dzwonił i chce się ze mną spotkać.
Trudy westchnęła.
- No dobrze. Idź już.

- Dzięki. - Moja przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie i wybiegła z kuchni.
- Wygląda na to ,że więcej obowiązków spadło teraz na ciebie ,Joy. - Zwróciła się do mnie Trudy po chwili.
- Przeżyje. - Odpowiedziałam wkładając już obrane ziemniaki do garnka ,po czym włączyłam palnik.
Kobieta zabrała sztućce ,które zostawiła Mara i poszła rozłożyć je w jadalni na stole. Usiadłam na krześle czekając na dalsze zadania.
- Teraz jesteś wolna. - Powiedziała ,kiedy wróciła. - Kiedy wszystko się ugotuję po prostu każdemu nałóż ,okay? A ja już pójdę się szykować. Mogę ci powierzyć takie zadanie?
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się.
- Dobrze. - Odwzajemniła mój uśmiech i wyszła. 
Zabrałam czasopismo ,które leżało obok owoców i gotowa na to ,że trochę będę musiała czekać aż to wszystko się ugotuje ,zaczęłam czytać.
"Jak zemścić się na chłopaku?" ,przyciągnął moją uwagę tytuł głównego artykułu.
- To może być ciekawe. - Powiedziałam do siebie i przeszłam do czytania.
Od razu ,kiedy skończyłam czytać zdecydowałam ,że powinnam zemścić się na tym pacanie. Tylko jak?
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek ,który mówił ,że obiad gotowy. Wyciągnęłam odpowiednią liczbę talerzy i zajęłam się nakładaniem na nie ziemniaków i mięsa.
Zatrzymałam się na jednym z talerzy. Już wiedziałam jaki kawał zrobić Jeromowi! Spojrzałam na zegarek. Lekcje już się skończyły i wszyscy już pewnie zmierzali w stronę domu.Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Pat.
- Halo? - Odebrała już po drugim sygnale.
- Masz jeszcze te robaki ,które kiedyś chciałaś wsadzić Eddiemu pod pierzynę?
- Jakie robaki?! - Usłyszałam zdziwiony i zdenerwowany głos Eddie'go. Ups...
- Em...żadne. - Odpowiedziała mu. - Są u nas pod moim łóżkiem. - Zwróciła się do mnie.
- Dzięki. - Rozłączyłam się ,a następnie pobiegłam na górę ,żeby po chwili wyciągnąć duże pudełko spod łóżka mojej przyjaciółki ,po czym wróciłam do kuchni. 
Wsadziłam robaki na jeden z talerzy tak by ich nie było widać. Zemsta jest słodka ,pomyślałam. 
Do domu po woli zaczęli się schodzić wszyscy. Z szatańskim uśmieszkiem zdecydowałam ,że zemstę czas  zacząć.

No to tyle z 9. Pisałam to długo i jeszcze wyszło durnie! ;c

Patricia Miller

sobota, 20 lipca 2013

♥ Rozdział 7 ♥ "Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam."

**Joy**

Obudził mnie rano śpiew ptaka i promienie słońca ,a to wszystko dochodziło zza otwartego okna. Wczoraj wieczorem było tak ciepło ,że postanowiłyśmy z dziewczynami ,że nie będziemy go zamykać na noc.
Usiadłam i przeciągnęłam się ziewając ,a następnie rozejrzałam się po pokoju. Patricia i Mara były jeszcze pogrążone w głębokim śnie.
Nasze walizki wciąż stały obok szafy nierozpakowane. Byłyśmy wczoraj zajęte opowiadaniem sobie nawzajem jak to spędziłyśmy wakacje i jakoś zapomniałyśmy się rozpakować.
Będzie to trzeba zrobić dzisiaj po szkole ,pomyślałam i na samą myśl o tym westchnęłam. Nie znosiłam się rozpakowywać ,no ,ale niestety.
Rozchmurzyłam się jak zdałam sobie sprawę z tego ,że dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły. Odruchowo spojrzałam na zegarek. Była dopiero 5 rano ,a słońce już świeciło jakby było południe. Zapowiadała się na dzisiaj piękna pogoda.
Wstałam wsuwając laczki na nogi i założyłam mój aksamitny szlafrok ,a następnie wyszłam z pokoju i pokierowałam się ku dołowi. Starałam się być cicho ,bo wiedziałam ,że wszyscy jeszcze śpią. Przechodząc obok pokojów chłopaków weszłam do kuchni i oparłam o blat. Rzadko zdarzało mi się wstawać tak wcześnie zwłaszcza jak jeszcze poszłam późno spać tak jak wczoraj ,a teraz zdałam sobie sprawę ,że jestem całkowicie wyspana.
Sięgnęłam po kubek do szafy ,wstawiłam wodę w elektrycznym czajniku ,a następnie wsypałam jedną łyżeczkę kawy do uszykowanego kubka.
Nie wiedziałam ,skąd się tu wziął ,ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam Jerome'a. Stał tyłem do mnie wyraźnie mnie unikając.
Nie dziwie mu się. Wczoraj troszeczkę przesadziłam.

- Cześć Jerome.- Powiedziałam. Miałam chęć to wszystko naprawić. Przyczyny tego były mi nie znane.
Zignorował mnie.
- Masz ochotę na kawę? Właśnie robię. - Próbowałam dalej.
 Nie. - Odpowiedział w końcu ,ale nie patrząc w moją stronę. - Bo ją jeszcze zatrujesz.
Westchnęłam i wyciągnęłam drugi kubek po czym wsypałam tam łyżeczkę kawy. Akurat woda się zagotowała i zalałam kawę.
- Z cukrem czy bez? - Spytałam.
Spojrzał na mnie.
- Ty na serio?
- Tak.
- Z cukrem. - Powiedział trochę zaskoczony.
Podałam mu kubek. Zabrał go z widoczną ostrożnością.
- Nie zatrułam tego. - Zapewniłam.
- Nie mogę być pewny. - Odparł upijając jeden łyk.
- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam.
Aż się zachłysnął.
- Co?
- No przepraszam cię za to. - Powtórzyłam. - Nie chciałam tego powiedzieć. Tak naprawdę to wyglądasz okay i włosy też masz niczego sobie....
Uśmiechnął się.
- Przyjmuje przeprosiny.
Też się uśmiechnęłam.
- Kto by pomyślał ,że umiesz tak ładnie przeprosić... - Powiedział śmiejąc się.
Wywróciłam oczami.
Po chwili Jerome przestał się śmiać i spoważniał.
- Ja już muszę lecieć. - Poinformował. - Dzięki za kawę. - Odłożył kubek na blat i wybiegł z kuchni.
Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Zauważyłam na zegarze ,że dochodzi 6. Sama nie wierzyłam ,że tak długo tutaj siedziałam.
Była to pora ,żeby się wykąpać i uszykować do szkoły. Umyłam kubki i poszłam najpierw wziąć prysznic.

Tada!! Oto rozdział 7!!

Patricia Miller

czwartek, 18 lipca 2013

♥ Rozdział 6 ♥ "Zapewne chcesz się odegrać na Joy ,prawda?"

**Jerome**

Wszedłem do mojego pokoju trzaskając drzwiami i rzuciłem się na łóżko. Nie ,żeby mnie interesowało to co powiedziała Joy ,ale trochę przesadziła. Byłem na nią wściekły więc zacząłem obmyślać plan jakby tu jej dopiec. Mnóstwo pomysłów pchało mi się do głowy ,ale niektóre uważałem ,że były zbyt brutalne lub zbyt łagodne.
- Się masz mój kolego. - Alfie wparował do pokoju i zasiadł na łóżku na przeciwko mnie.
- Czego chcesz Alfie? - Spytałem.
- Zapewne chcesz się odegrać na Joy ,prawda?
- Skąd wiesz?
- Bo cię znam mój przyjacielu. - Uśmiechnął się szeroko.
Zaśmiałem się.
- No to włącz mózg i wymyśl mi jakiś dobry kawał. - Powiedziałem i podszedłem do naszej białej tablicy ,na której zazwyczaj pisaliśmy listę pomysłów ,kiedy chcieliśmy komuś zrobić kawał.
Podniosłem marker i napisałem "Pomysły na kawał - Joy."
Alfie się zastanowił.
- Hm.....Możemyyy.....wysmarować ją pastą.
- Na pewno to zauważy. - Powiedziałem ,ale mimo to zapisałam tę propozycję.
- To może.....wymieńmy jej szampon na zmiksowany ser pleśniowy! - Uśmiechnął się triumfalnie.
To mi się podobało. Postanowiłem ,że to zapisze.
- Jakie jeszcze pomysły?
- Zabierzemy jej ręcznik jak się będzie kąpać.
Zaśmiałem się ,kiedy wyobraziłem sobie ją wychodzącą spod prysznica dostrzegająco ,że w łazience nie ma nic czym mogłaby się wytrzeć lub w co zawinąć.
- Dobry pomysł. - Pochwaliłem go i znów zapisałem na tablicy.
- Albo ,albo....wsadzimy jej zdechłe ,śmierdzące ryby do szafki...lub plecaka! - Był bardzo podjarany.
- I wszystko będzie śmierdzieć. - Dokończyłem i zacząłem się śmiać.
Alfie zaraz dołączył do mnie.
- To są świetne pomysły. - Przyznałem. - Możemy zrobić jej każdy po kolei.
Na to Alfie zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- Joy się wścieknie.
Wzruszyłem ramionami.
- A kogo to obchodzi? Zasłużyła.
- To ,który robimy jako pierwszy? - Zapytał mój ciemnoskóry przyjaciel.
Zastanowiłem się.
- Jutro szkoła więc możemy najpierw zająć się rybami. - Powiedziałem po chwili.
- Czyli operacje "Rybna szafka i plecak" czas zacząć.
Zaśmiałem się.
- Dobra nazwa. Dzisiaj o północy pójdziemy do szkoły wypełnić jej szafkę.
- Tym czasem ja zdobędę ryby. - Poinformował Alfie i już go nie było. Byłem ciekawy skąd weźmie ryby ,ale  postanowiłem ,że zapytam go o to dopiero jak wróci.
Wyjąłem i włączyłem mój komputer ,bo wiedziałem ,że długo mi przyjdzie na niego czekać. Pograłem sobie i zdążyłem jeszcze obejrzeć film ,kiedy do pokoju wparował mój przyjaciel z czterema torbami.
- Oto ryby. - Powiedział z szerokim uśmiechem i już chciał położyć je na moim łóżku.
- Alfie zwariowałeś!? - Krzyknąłem. - Tylko nie w miejscu gdzie sypiam. Połóż je na podłogę!
- A tak sorki. - Zaśmiał się z własnej głupoty i położył torby przy drzwiach na podłodze.
- Skąd je w ogóle wziąłeś. - Spytałem.
- Alfie ma kontakty! - Na jego ustach pojawił się jeszcze większy uśmiech.
Był już wieczór więc jeszcze nie dużo czasu zostało do północy. O 22 jak zwykle Victor powiedział ten swój przebrzydły tekst ze szpilką i zapadła mega cisza.
Alfie zasnął o 23 ,wiedziałem ,że muszę go obudzić ,a jak się nie uda to pójdę sam. Mnie nie chciało się spać. Byłem strasznie podjarany na mój pierwszy kawał w nowym semestrze i to jeszcze zrobiony osobie ,której nienawidzę.

Dochodziło w pół do dwunastej więc ubrałem się ciepło i zacząłem budzić Alfie'go. Nie wstał zbyt chętnie ,ale ,kiedy mu przypomniałem ,gdzie i po co idziemy od razu stał na równych nogach.
Wziąłem za sobą jeszcze torby i wyszliśmy z pokoju. W domu było ciemno i cicho. Ani jednej żywej duszy mimo ,że jak dla mnie była to jeszcze wczesna godzina.
Nie mieliśmy problemu z przedostaniem się do wyjścia.
Szybko dotarliśmy do szkoły ,która na nasze nieszczęście była zamknięta ,ale Alfie się tym nie przejął.
- Nie ma obawy. Mam wsuwkę Amber. - Powiedział z wyraźną dumą w głosie i sięgnął do kieszeni. Po kilku próbach otworzenia drzwi ,w końcu się udało ,ale przy tym ja musiałem przejąć ster ,bo Alfie robił to dość niezdarnie i z niepowodzeniem.
Szczerze to szkoła w nocy wyglądała straszniej niż w dzień. Podeszliśmy do szafki Joy i otworzyłem ją tym samym sposobem co drzwi wejściowe od szkoły.
Alfie napchał tam ryby ,które cuchnęły tak bardzo ,że ,kiedy już skończyliśmy i szliśmy korytarzem w stronę wyjścia wciąż można było czuć ten rybny odór.
- Ale będzie beka jutro. - Chichotał Alfie. 
- Noo. - Przyznałem. - Jutro rano jeszcze wsadzę jej do plecaka te ryby co zostały.
- To ja ją zagadam.
- Spoko.
Wróciliśmy do domu wykończeni. Od razu poszliśmy do pokoju ,bo Victor wydawał się nie spać. W jego gabinecie świeciło się światło.
Alfie zaraz opadł na łóżko i momentalnie zasnął. Ja jeszcze przez chwilę wyglądałem przez okno ,a później też się położyłem ,bo było już prawie po 1:30 ,a jutro trzeba było iść do szkoły. Leżałem jeszcze przez chwilę wpatrując się w sufit ,a później odpłynąłem.

Sorki ,że tak długo nie pisałam ,ale nie miałam pomysłu na rozdział.
Na peddie prawdopodobnie rozdział pojawi się dopiero jutro ,ale przy odrobinie szczęścia może jeszcze dzisiaj.
PS/ Podoba wam się nowy wygląd? Sama go zrobiłam. Oto mój drugi szablon :D

Patricia Miller

niedziela, 14 lipca 2013

Nowy blog!!

Siema!!! A więc jak mówi tytuł pojawił się nowy blog z grafiką ,który prowadzi Wyraźnie inna jako szef ,a ja jako jej zastępca :D Oto link:  http://grafikaaaaaa.blogspot.co.uk/ Mam nadzieję ,że się wam spodoba.
 
Patricia Miller

♥ Rozdział 5 ♥ "Najpierw szukasz Willow ,a teraz szukasz Mare?"

**Joy**

Zastanawiałam się przez dobre pięć minut jak mam zacząć rozmowę.
- No to o czym chcesz gadać? - Spytał blondyn przerywając ciszę ,która panowała właśnie w pokoju.
- O tobie i o Pat. - Odpowiedziałam poprawiając się na łóżku ,żeby było mi wygodniej.
Chłopak nieco spochmurniał.
- Joy ,to nie jest twoja sprawa.
- Jest jeżeli dochodzą do tego łzy mojej przyjaciółki.
Zaskoczyłam go.
- Łzy?
Postanowiłam zacząć swój wykład.
- Posłuchaj. Ja rozumiem ,że twoja babcia umarła i ,że jesteś smutny z tego powodu.
Chciał się odezwać ,ale uciszyłam go gestem ręki.
- Nie przerywaj mi. To nie jest fair w stosunku do Pat. Nie możesz jej tak traktować. - Ciągnęłam. - Ona ma dosyć tego ciągłego zwracania uwagi i pretensji z twojej strony. Nawet nie wie czym sobie na to zasłużyła.
Przerwałam na chwilę ,żeby wyłapać jakieś zmiany na jego twarzy lub jakąś reakcje ,ale on siedział tylko ze spuszczoną głową i uparcie patrzył się w podłogę.
- Ja nie mam pojęcia dlaczego się tak zachowujesz ,bo śmierć babci to nie jest chyba powód ,prawda? Bynajmniej to się nie trzyma kupy i jest niezrozumiałe.
Oczekiwałam jakiejś reakcji ,ale on jak manekin zastygł w jednym miejscu i pozycji.
- Zależy ci na niej? - Nie odpuszczałam. - Jeżeli tak to pogódźcie się i przestań ją ranić ,bo przez to możesz naprawdę ją stracić. A jeżeli nie to po prostu mi to powiedz to już sobie pójdę ,ale nie licz na to ,że będę dla ciebie wtedy wyrozumiała.
- Zależy mi na niej. - W końcu się odezwał.
- To leć się z nią pogodzić i przestań traktować jak jakiegoś psa na tresurze.
- Masz rację. - Wstał. - Pora to skończyć.
Pokierował się w stronę drzwi ,żeby zaraz za nimi zniknąć ,ja zrobiłam to samo. Obserwowałam Eddie'go jak idzie po schodach na górę. Nie chciałam być wścibska i podsłuchiwać ich rozmowę dlatego ,kiedy tylko zniknął mi z oczu poszłam do salonu.
O tej godzinie w tym pomieszczeniu powinna być masa ludzi ,a tu ku mojemu zdziwieniu była tylko Amber z Alfie'm oraz Willow i Jerome.
Alfie był zajęty graniem na konsoli ,a jego dziewczyna przeglądała jakieś czasopismo. Willow rozmawiała z wypchanym krokodylem ,który był główną ozdobą ławy ,która stała przy kanapie. Ta dziewczyna była dziwna. Nie znałam jej zbyt długo ,ale na tyle dobrze ,żeby móc to stwierdzić.
Jerome stał oparty o ramę wielkiego okna raz wyglądając za okno ,raz obserwując rudowłosą.
Teraz akurat jego spojrzenie było skierowane na mnie.
- No co się patrzysz? - Spytałam.
- A nie mogę? -
- Nie ,bo ci się oczy spocą. -Zaśmiał się z mojej uwagi. W sumie to chciałam mu dogryźć ,ale on chyba tego nie zauważył. 

- Widziałaś gdzieś Mare? - Spytał ,kiedy podeszłam do szafy obok ,której stał i zaczęłam szukać jakiegoś video ,które można by było obejrzeć.
- Najpierw szukasz Willow ,a teraz szukasz Mare?  Jerome co ty knujesz?
- Nic. - Powiedział z przesadną niewinnością w głosie.
Przyjrzałam mu się podejrzliwie. Uśmiechnął się i stanął prosto.
Parsknęłam śmiechem.
- Co ty robisz? - Spytałam rozbawiona.
- Chcę ,żebyś miała lepszy widok.
- Ty nie byłbyś lepszym widokiem nawet gdybyś zrobił sobie operację twarzy ,na którą zbierają mi się wymioty jak ją widzę. A ta fryzura? Wyglądasz jak po ataku prądu. - Skomentowałam i odeszłam nie obdarowując go już ani jednym spojrzeniem.
Usiadłam na kanapę i kątem oka spojrzałam na blondyna. Stał w tym samym miejscu z otwartą buzią.
- Jerome ,zamknij buzie ,bo zabijesz nas wszystkich tu swoim oddechem i jeszcze ci mucha tam wleci. - Powiedziałam.
- UUUUUUUUUUUUUU. - Wydał z siebie głos Alfie. - Ale po tobie pojechała. Brawo Joy!
- Mówię tylko prawdę. - Oznajmiłam.
Jerome spojrzał się najpierw na Alfie'go ,a później na mnie i wyszedł ,słychać jeszcze tylko było trzask drzwiami.

Oto rozdział 5 :D

Patricia Miller

piątek, 12 lipca 2013

♥ Rozdział 4 ♥ "Nawet nie próbuj z nią flirtować ,bo Mara się dowie..."

**Joy**

Poszłam za Patricią na górę. Wbiegła do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Pomyślałam ,że może teraz chce być sama i ,że może powinnam ją zostawić ,ale chciałam się w końcu dowiedzieć co zaszło pomiędzy nią ,a Eddie'm.
Sposób w jaki patrzyli na siebie dzisiejszego dnia był dość dziwny. Rozumiałam ,że się pokłócili ,ale w ich spojrzeniach dopatrzyłam się czegoś więcej. Nie miałam pojęcia co to było i musiałam się tego za wszelką cenę dowiedzieć.
- Patricio mogę wejść? - Zapukałam delikatnie do drzwi. Co prawda mogłam wejść i bez tego ,bo był to też mój własny pokój ,ale może ona nie chciała....
- Możesz. - Usłyszałam zza drzwi. W jej tonie było coś dziwnego.
Ostrożnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka.
Patricia leżała na łóżku odwrócona do okna. Podeszłam do niej i usiadłam ,a następnie przyjrzałam jej się.
 Patrzyła na coś za oknem z nieobecnym wyrazem twarzy ,a z jej oczu co kilka sekund ,po policzku spływała nowa kryształowa łza rozmazując jej makijaż.
Przyznam ,że nie często było mi dane oglądać jak moja przyjaciółka płacze.
Nie była to czynność ,którą miała w zwyczaju robić.
- Pat co jest? - Spytałam. Widok cierpiącej przyjaciółki sprawił ,że poczułam smutek ,a zarazem wściekłość na osobę ,która to spowodowała.
- Nic. - Odpowiedziała ocierając spływającą łzę. Żeby wyglądało to wiarygodnie podniosła się do pozycji siedzącej i uśmiechnęła się ponuro.
- Dobrze wiesz ,że mnie nie oszukasz.
Westchnęła.
- No to o co chodzi? - Wciąż czekałam na jakąś odpowiedź z jej strony ,ale ona chyba nie miała zamiaru mi jej udzielić.
Teraz to ja westchnęłam.
- Pat proszę powiedz mi. Jesteśmy przyjaciółkami. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Dlaczego nie zapytasz o to Eddie'go? - Spytała nie patrząc w moją stronę. - To on ma problem ,a nie ja.
- Jaki problem?

- Nie wiem. - Zastanowiła się przez chwilę. - Kiedy byłam u niego w wakacje jego babcia zmarła. - Wyznała. - Od tamtej pory jest dla mnie taki oschły. Ciągle ma pretensje o coś. Czepia się ,że nie powinnam robić tego czy tego....A ja mam dosyć.
- Może jest mu po prostu ciężko. - Zasugerowałam.
- Może i tak ,ale to nie powód ,żeby się na mnie wyżywać.
Musiałam przyznać jej rację. Eddie nie powinien tak robić.
Zapadła cisza. Patricia intensywnie rozmyślała nad czymś. Przyglądałam jej się badawczo. Czułam ,że to jeszcze nie koniec całej historii i się nie myliłam.
- Powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę i od tamtej pory ze mną nie rozmawia. - Odezwała się cicho moja przyjaciółka. - Ale ja nie mam zamiaru go przepraszać! - Powiedziała już głośniej. - Nie zasłużył na to!
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałam.
Drzwi uchyliły się ,a w nich pojawiła się głowa Jerome'a.
- Szukam Willow. - Oznajmił. - Widziałyście ją gdzieś?
- Nie. - Odpowiedziałyśmy równocześnie.
- Aha. - Chciał już wychodzić.
- Nawet nie próbuj z nią flirtować ,bo Mara się dowie. - Powiedziałam i tym zatrzymałam go.
- Nie mam zamiaru z nią flirtować ,ale tak na marginesie to niby jak Mara się dowie?
- Powiem jej. - Uśmiechnęłam się szatańsko do niego.
Wywrócił oczami i wyszedł.
- Ten gostek mi się nie podoba. - Powiedziała podejrzliwe Patricia. - On coś knuje.
- Powinnyśmy go śledzić? - Spytałam.
- Może to i nawet dobry pomysł. - Przyznała. - Ja pierwsza. - Poinformowała mnie i wyszła.
Nie byłam pewna czy Jerome faktycznie coś knuje ,ale trzeba było się dowiedzieć. W czasie ,kiedy Patricia była na przeszpiegach postanowiłam ,że spędzę trochę czasu z moim chłopakiem i tak zrobiłam.
Zeszłam po schodach i udałam się do pokoju Fabiana ,Eddie'go i Mick'a.
Nie pukając weszłam do środka.
- Kobieto puka się! - Krzyknął na mnie Eddie ,który leżał w tym momencie na łóżku i wpatrywał się w sufit.
- No przepraszam! - Powiedziałam tak samo głośno jak on. - Ja do Mick'a.
Rozejrzałam się po pokoju.
- Mick'a nie ma. - Poinformował mnie blondyn. - Nie wiem gdzie jest ,ale wiem ,że ma niedługo wrócić.
Dobry czas na przesłuchanie ,pomyślałam i usiadłam na łóżku mojego chłopaka tuż na przeciw Eddie'go.
- To ja sobie tu poczekam na niego. - Oznajmiłam. - I przy okazji pogadamy.
- O czym? - Chłopak wyrazie zainteresował się tym i usiadł.
Miałam nadzieję ,że wyduszę z niego wszystko i dowiem się co jest nie tak....

No to powracam i tutaj  z 4 rozdziałem. Nie bójcie się. Powiem ,że trochę zejdzie zanim Jeroy zacznie się poważnie pojawiać.
Odwiedzajcie blog o Peddie KLIK

Patricia Miller

poniedziałek, 8 lipca 2013

♥ Rozdział 3 ♥ "Straszna z ciebie niezdara ,Joy."

**Joy**

- Trudy może ci pomóc ,co? - Spytałam ,kiedy weszłam do kuchni. Nasza opiekunka wyglądała na bardzo zabieganą ,robiła wszystko na jednym wydechu.
- Tak ,byłabym ci bardzo wdzięczna ,Gwiazdko. - Zwróciła się do mnie ,a następnie podała mi talerze. - Zanieś je i rozłóż na stole.
- Dobrze.
Odwróciłam się na pięcie zapominając ,że mam obcasy i niestety korek z prawej szpilki złamał się.
Straciłam równowagę i upuściłam wszystkie talerze na ziemie. Roztrzaskały się z hukiem.
Chyba bym się przewróciła ,ale ktoś złapał mnie od tyłu i nie upadłam.
Odwróciłam głowę ,żeby zobaczyć kto miał taki refleks ,żeby podejść i mnie złapać ,bo nikogo nie widziałam w kuchni oprócz Trudy.
Był to Jerome we własnej osobie.
- Straszna z ciebie niezdara ,Joy. - Powiedział nieco rozbawiony.
- Palant. - Mruknęłam.
- Mogłabyś być chodź odrobinkę milsza? Właśnie uratowałem cię przed upadkiem.
- Już wolałabym się przewrócić niż być ocalona przez ciebie.
- Za późno. - Uśmiechnął się.
Irytował mnie ten jego wścibski wyraz twarzy.
- Mógłbyś mnie puścić? - Spytałam.
- O tak sorry. - Speszył się trochę i wypuścił mnie ze swoich objęć.
Otrzepałam sukienkę i ściągnęłam buty ,a następnie spojrzałam na Trudy ,która cały czas przyglądała nam się z szokiem na twarzy.
- Przepraszam. - Powiedziałam.
- Spokojnie. Nic się nie stało. - Odpowiedziała. - Ważniejsze jest to czy twoja kostka jest cała.
Poruszałam stopą.
- Nic mnie nie boli. Wszystko jest okay. - Zapewniłam.
- Trudy ,gdzie jest obiad?! Umieram z głodu!!! - Dobiegł nas głos Alfie'go z salonu.
Jerome zachichotał.
- Śmieszy cię coś? - Spytałam.
- Nic ,nic. - Uspokoił się.
Trudy szybkim krokiem zaniosła nowe talerze do salonu ,a następnie wróciła ,po potrawy. Ja zabrałam się do sprzątania potłuczonego szkła.
- Nie Gwiazdko. Zostaw to. - Powiedziała opiekunka. - Ja to posprzątam.
- Ja nabroiłam to i ja posprzątam. - Uśmiechnęłam się do niej. Nie chciałam ,żeby robiła coś ,co stało się przeze mnie.
- Jesteś bardzo kochana. - Odwzajemniła mój uśmiech i poszła do salonu.
Z westchnięciem kontynuowałam zbieranie potłuczonych kawałków talerzy.
- Pomóc ci? - Powiedział ktoś stojący nade mną.
Podniosłam wzrok.
Jerome jeszcze sobie nie poszedł.
- Nie dzięki. Dam sobie radę.

Po chwili jednak już klęczał obok mnie i zbierał szkło do worka. Postanowiłam ,że nie będę nic mówić. Chce to niech sprząta.
Rozbitych kawałków było więcej niż myślałam. Sprzątaliśmy w ciszy.
- Wciąż mi nie podziękowałaś za to ,że ocaliłem cię przed upadkiem. - Odezwał się przerywając tą piękną ciszę. A zdążyłam już zapomnieć o jego istnieniu.
- I nie podziękuję. - Odpowiedziałam chłodno nie obdarowując go nawet jednym spojrzeniem.
- Jędza. - Mruknął bardziej do siebie niż do mnie ,ale ja i tak słyszałam.
- Wieśniak. - Odpowiedziałam nie przestając sprzątać.
Starałam się go ignorować. Miałam gdzieś to o co poprosiła mnie Mara. Z nim się nie da zaprzyjaźnić nawet jeżeli próbowałabym wieki.
- Diwa. - Wciąż nie przestawał.
- Debil z peruką. - Podniosłam głos.
- To nie jest peruka! - Krzyknął wskazując na swoje włosy ,a ja zaczęłam się śmiać. Zawsze miał taką śmieszną minę ,kiedy ktoś naruszał temat jego włosów lub gdy ktoś powiedział ,że są sztuczne.
Naszą kłótnie przerwało pisknięcie dochodzące z salonu ,a później dostrzegłam Willow biegnącą przez kuchnie do holu. Była cała mokra.
- Patricia wypełniła swoje zadanie. - Zaśmiałam się i wrzuciłam worek z już pozbieranym szkłem do kosza na śmieci.
- Może powinienem wziąć z niej przykład i tobie też dać jedną a porządną nauczkę. - Powiedział mój towarzysz ,którego wolałam ,żeby tu nie było.
- Co? - Nie wiedziałam o co mu chodzi.
Odwracając się w jego stronę oberwałam wodą.
- To moja nowa sukienka idioto! - Krzyknęłam.
- Ups. - Zaczął się śmiać ,co mnie wkurzyło.
Sięgnęłam po ciasto ,które stało obok niego i wtarłam mu je we włosy.
- Porąbało cię?! - Oburzył się.
- Jesteśmy kwita. - Uśmiechnęłam się do niego szyderczo i wyszłam z kuchni.
W holu natknęłam się na Pat i Eddie'go ,którzy byli zajęci kłótnią.
- Dlaczego się mnie czepiasz?! - Spytała z podniesionym głosem Patricia. - Myślałam ,że ze mną nie rozmawiasz.
- Nie moja wina ,że jesteś taka. - Odpowiedział jej chłopak z tak samo podniesionym głosem. - Będę z tobą rozmawiać jak będziesz się normalnie zachowywać!
- Ale ,że niby czym ci zawiniłam?! Ciągle masz do mnie jakieś pretensje. Mam dosyć! - Krzyknęła i pobiegła na górę.
- Gaduło! - Zawołał za nią ,ale nie zareagowała.
Podeszłam szybkim krokiem do Eddie'go.
- O co wam obojgu chodzi?! - Spytałam.
- Nie ważne. - Odpowiedział nieco przygnębiony i poszedł w stronę swojego pokoju ,żeby za chwilę zniknąć za drzwiami.
Westchnęłam i poszłam na górę do pokoju. Chciałam się dowiedzieć co między nimi zaszło.

Patricia Miller

sobota, 6 lipca 2013

♥ Rozdział 2 ♥ "Zachowujesz się jak dziecko."

**Joy**

Zbiegłam po schodach nie zważając na fakt ,że jestem w dość wysokich obcasach i od razu wpadłam w ramiona blondyna Mick'a ,mojego chłopaka..
- Cześć mała. - Powiedział lekko zaskoczony.
- Hej. Stęskniłam się.
Miałam wrażenie ,że nie widziałam go przez wieki ,a prawda była taka ,że zaledwie tylko przez niecałe 2 miesiące. 
Nie był on zbytnio wysoki ,ale ja też nie byłam więc wszystko pasowało idealnie.
- Joy! - Usłyszałam za sobą i się odwróciłam. Nim się obejrzałam już byłam ściskana przez Marę. - Ale się zmieniłaś. - Skomentowała. - Ślicznie wyglądasz.
Mara była niską brunetką ,którą znałam od kilku długich lat i była ona moją najlepszą przyjaciółką.
- Dzięki. Postanowiłam zmienić trochę styl przez wakacje.
Ciemnowłosa rozejrzała się po holu.
- Widziałaś Jerome'a? - Spytała po chwili.
- Tak. - Odpowiedziałam. - Ale teraz nie wiem ,gdzie jest. Widziałam go jak przyjechałam. Może jest w swoim pokoju i się rozpakowuje? - Zasugerowałam pytającym tonem.
- Pójdę sprawdzić. - Skierowała się w stronę pokoju swojego chłopaka. Jeżeli mam być szczera ,to nie miałam pojęcia co ona w nim widzi. On jest bez mózgiem i jest strasznie denerwujący. Mara zawsze mówi ,że uważam tak tylko ,bo go nie lubię i to całkowita prawda ,ale gdybym nawet troszeczkę go lubiła lub nawet gdyby był moim przyjacielem nie zmieniłabym o nim zdania.  Nie ,to byłoby wręcz niemożliwe.
Tak naprawdę to chyba nikt w tym domu za nim nie przepada oprócz Alfie'go  ,jego współlokatora i zarazem przyjaciela ,no i Mary. Mam nadzieję ,że długo nie będą razem ,bo Jerome ma na nią zły wpływ. 
- Cześć Joy. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Patrici ,to moja druga najlepsza przyjaciółka ,znam ją odkąd tylko pamiętam. Nasze mamy się przyjaźniły ,kiedy byłyśmy małe i to od tamtego czasu się znamy. Jesteśmy praktycznie nie rozłączne.
- Hejka Pat. - Przytuliłam ją.
Patricia to przeciwieństwo mnie  ,ale mimo to się przyjaźnimy. Ja jestem miła ,a ona wredna. Fajny duet ,prawda?
Mogę powiedzieć i chyba każdy się ze mną zgodzi ,że jej wygląd ukazuje w pełni jej charakter. Ma ona średniej długości ,brązowe włosy ,które przy świetle wchodzą w rudawy odcień. Są z natury lokowane ,ale zawsze je prostuje. Pytałam ją kilka razy dlaczego ,bo całkiem ładnie jej w lokach ,ale ona powiedziała ,że nie lubi wyglądać jak jakiś plastik.
- Co tam u ciebie? - Spytała. - Widzę ,że zmieniłaś nieco styl.
- Nowy semestr ,nowa Joy. - Uśmiechnęłam się. - A u ciebie jak tam? Gdzie byłaś na wakacjach?
- Głównie w Ameryce ,ale spędziłam też trochę czasu z siostrą i rodzicami.
- Ooo. Byłaś u Eddie'go? I jak było?
- Całkiem fajnie. - Przyznała i uśmiechnęła się delikatnie.
Jak na zawołanie podszedł do nas blondyn w skórzanej kurtce.
- Cześć Eddie. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć. Miło cię znów widzieć Joy.
Oni oboje pasowali do siebie jak ulał. Takie same charaktery i taki sam styl. Czego by tu więcej chcieć? Chciałabym ,żeby moje relacje i Mick'a były takie jak ich.
- Nie przywitasz się z Patricią? - Spytałam go. Coś mi tu nie pasowało. Unikali swoich spojrzeń.
- Nie przywitam dopóki mnie nie przeprosi. - Odpowiedział spoglądając na nią ,a później odszedł ,żeby po chwili zniknąć w swoim pokoju.
Spojrzałam pytającym wyrazem twarzy na Patricie ,która utkwiła wzrok w miejscu ,w którym zniknął.
- Nie mam cię za co przepraszać. - Mruknęła.
- Co między wami zaszło? - Spytałam zdezorientowana.
- Pokłóciliśmy się. - Wyjaśniła.
- O co?

- AAAAA Alfie!! - Usłyszałyśmy pisk Amber ,a po chwili ściskała swojego ciemnoskórego chłopaka.
- Ta to wie jak się przywitać. - Skomentowała trochę przygnębiona Pat. Będę się musiała dowiedzieć co się stało ,pomyślałam.
- Cześć dziewczyny! - Krzyknęła Amber jak już skończyła ściskać Alfie'go i teraz rzuciła się na nas.
Amber to blondynka ,która czasami przesadza ze swoimi emocjami ,ale mimo to bardzo ją lubię. Jest świetną przyjaciółką.
- Amber ,bo nas udusisz. - Wykrztusiłam.
- A gdzie Nina i Fabian? - Spytała rozglądając się po holu.
- Jeszcze ich nie ma. - Odpowiedziała na jej pytanie Patricia. - Ale powinni niedługo się zjawić. Tak myślę. - Dodała.
- No nic. - Westchnęła blondynka. - To chodźmy do salonu.
Poszłyśmy za nią.
W salonie był już Alfie ,który obżerał się babeczkami jakie Trudy postawiła na stole.
- Alfie nie przesadzaj. - Upomniała go Amber ,a my z Pat zaśmiałyśmy się. Fajną parę tworzyli. To jak Alfie ,w poprzednim semestrze o nią zabiegał było takie słodkie i uroczę ,że Amber w końcu mu uległa i teraz są bardzo fajną parą i mam nadzieję ,że długo zostaną.
Patricia poszła do kuchni ,a ja usiadłam obok Mary na kanapie.
- I co znalazłaś Jeroma? - Spytałam wcale tym nie zainteresowana.
- Tak ,jest w pokoju. Rozpakowuje się. Powinien niedługo do nas dołączyć. - Odpowiedziała.
Rozejrzałam się po salonie. Tutaj też nic się nie zmieniło. Stary wystrój był ciągle taki sam i dobrze.
Tyle lat spędzonych w tym samym miejscu. Dziwnie bym się czuła gdyby jednak coś się zmieniło.
- Alfie! - Krzyknęła Amber.
- Zaczyna się. - Westchnęła Mara. Nie była w najlepszym humorze ,ale postanowiłam na razie nie wnikać w to co jest tego przyczyną.
- No co? Daj mi zjeść moje babeczki! - Krzyknął Alfie.
- Ale nie tyle. Oszalałeś?!
- Uspokójcie się! Słychać was w pokoju! - Do salonu wszedł Jerome.
- Ona mi nie pozwala zjeść babeczki! - Naskarżył Alfie.
- Bo to jest już dziesiąta! - Krzyknęła Amber.
- Dosyć! - Tym razem do pokoju wszedł wściekły Victor. - Ledwo co przyjechaliście i już nie można mieć chwili spokoju?!
\Victor to dozorca w naszym Akademiku. Jest mega straszny. Ma bardzo zadbany zarost ,ale w tym samym czasie obleśny. Każdy się go chyba boi.
- Głupi smarkacze. - Skomentował i wyszedł wściekły ,a w pokoju zapadła cisza.
- Jesteśmy tu od kilkunastu minut i już zdążyliśmy go wkurzyć. - Powiedział Jerome z uśmiechem na twarzy. - Piona Alfie!
Taaa ,ich ulubiona rzecz to doprowadzanie Victora do białej gorączki. Już dwa razy prawie zostali wydaleni ze szkoły ,bo Victor nie mógł z nimi wytrzymać ,ale to niestety nie powstrzymało ich od skończenia robić mu kawałów.
- Jesteś głupi Jerome. - Powiedziałam. - Dlaczego musisz go wkurzać?
- Bo lubię. - Wytknął mi język.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- A ty jak przemądrzała lalunia.
Wkurzył mnie.
- Odszczekaj to co powiedziałeś.
Wydał z siebie  odgłosy jakie robi pies ,następnie się zaśmiał i wyszedł.
- Jak ja go nie znoszę. - Powiedziałam do Mary ,ale ta mnie zignorowała.
- Postaraj się z nim dogadać. - Odpowiedziała po chwili. - On jest naprawdę fajny jak już się go lepiej pozna.
- Nie mam zamiaru się z nim dogadywać.
- Zrób to dla mnie. To mój chłopak ,a ty jesteś moją przyjaciółką. Chciałabym ,żebyście chociaż trochę się lubili.
Westchnęłam.
- Zrobię co się da. - Obiecałam. Nienawidziłam go ,ale czego się nie robi dla przyjaźni?
Usłyszałyśmy odgłos nadjeżdżającej taksówki.
- Pewnie Nina i Fabian już są. - Pomyślałam ,ale też powiedziałam.
- Albo nie. - Mruknęła Mara. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Znów straciła swój humor.
To był Fabian i Nina ,ale nie tylko. Za nimi do salonu weszła....o nie.....Willow. Teraz już rozumiałam dlaczego Mara nie miała humoru. Ona nie znosi Willow ,jak zresztą wszyscy.
Przywitaliśmy się z Niną i Fabianem omijając Willow szerokim łukiem.
- Cześć Joy. - Ruda hipiska podeszła do mnie. Mówiąc ruda hipiska mam na myśli Willow ,bo ma długie rude włosy i naprawdę jest hipiską.
- Cześć Willow. - Chciałam być miła więc jej odpowiedziałam.
- Cześć Maro. - Zwróciła się do mojej przyjaciółki ,która stała obok mnie z widocznym grymasem na twarzy.

- Cześć. - Powiedziała zniesmaczona. Szturchnęłam ją łokciem dając znak ,żeby chociaż trochę się opanowała ,chyba ,że jednak chciała pokazać tej nowej ,że jej nie lubi.
Willow odeszła i podeszła do Jeroma. Podkochiwała się w nim i chyba każdy to wiedział. Najśmieszniejsza rzecz była taka ,że Jerome wcale jej nie znał ,a tematów ,które prowadziliśmy na jej temat było całkiem dużo.
Chciała zamieszkać tutaj i jak widać w końcu jej nie udało. Niestety.
- Jak ja jej nie znoszę. - Powiedziała Mara przyglądając się jak Willow próbuje flirtować z Jeromem.
- Nie martw się. On jest tylko i wyłącznie wpatrzony w ciebie. - Zapewniłam ją.
- Ale tak czy tak jej nie znoszę.
- Ja też.
Podeszła do nas Patricia.
- Dlaczego ona musi tu mieszkać. - Zapytała.
- Będą z nią problemy. - Powiedziałam.
- Patricio zrobisz coś dla mnie? - Spytała Mara.
- Zależy co. - Uśmiechnęła się buntowniczka.
- Wylej na nią coś. Dzisiaj pod czas obiadu.
- Zwracasz się do właściwej osoby. - Na twarzy Patrici pojawił się jeszcze większy uśmiech. - Nie ma sprawy.
- Dzięki. - Brunetka zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
Właśnie Trudy zaczęła nosić talerze i sztućce na stół. Za chwilę powinien być obiad.
- Pójdę pomóc Trudy. - Poinformowałam moje przyjaciółki i skierowałam się w stronę kuchni.

No to koniec jak na 2 rozdział. Wyszedł bardzo długi ,prawda?
Na Blogu o peddie KLIK też za chwilę pojawi się rozdział :D

Patricia Miller

czwartek, 4 lipca 2013

♥ Rozdział 1 ♥ "Tak się cieszę ,że znowu tu jestem."

**Joy**

  Nowy rok szkolny się zaczyna. Wakacje się skończyły. W sumie to cieszę się ,bo bardzo się stęskniłam za wszystkimi.
Siedziałam w samochodzie razem w moim tatą ,który właśnie wiózł mnie do domu Anubisa i przyglądałam się znajomym widokom za oknem. Jeszcze tylko 10 minut dzieliło nas od Akademika. Nie mogłam już się doczekać aż w końcu zobaczę Patricie i Marę ,moje najlepsze przyjaciółki i Mick'a ,mojego chłopaka.
   Zmieniłam się przez te wakacje ,przemyślałam sobie wszystko ,miałam na to dużo czasu więc w końcu sobie to poukładałam. Byłam inaczej nastawiona do życia. Nie martwiłam się niczym  ,bo nie miałam do tego żadnych powodów.
- Cieszysz się na nowy rok tutaj ,córciu? - Z zamyślenia wyrwał mnie mój jak zawsze zatroskany tata.
- Oczywiście ,że się cieszę. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do samej siebie pod nosem.
- Jak myślisz ,przyjaciele się stęsknili?
- Nie wiem. - Przyznałam. - Mam nadzieję ,że tak.
- A twój chłopak?
- Pewnie też. - Nie byłam u niego w te wakacje. Więcej czasu spędziłam z rodziną ,a jeszcze więcej na przemyślaniu wszystkiego i decydowaniu się jaka powinnam być. Czy taka jak byłam do tej pory czy zmienić się na lepsze. I wybrałam to drugie.
  Moje do tych czas proste włosy ,teraz lokowane lekko opadały na moje ramiona. Chciałam na początek zmienić trochę wizerunek. Chciałam być zauważana i znana ,a nie być szarą myszką ,jak do tej pory.
Miałam nadzieję ,że mi się to uda.
- Jesteśmy. - Poczułam jak samochód staje ,a mój tata wysiada z samochodu ,żeby za chwilę otworzyć przede mną drzwi.
Wysiadłam ostrożnie uważając ,żeby nie zahaczyć nigdzie moją nową sukienką ,którą kupiłam dwa dni temu specjalnie na przyjazd tutaj.
Normalnie to nie chodzę w sukienkach ,bo bardziej preferuje spodnie lub spódniczki ,ale nowa Joy znaczy i też nowy styl.
Do szpilek też nie byłam przyzwyczajona ,ale na szczęście nie były aż tak wysokie więc jeszcze mogłam tego dnia trochę w nich wytrzymać.
  Kiedy mój ojciec rozładowywał moje bagaże z bagażnika ,ja rozglądałam się dookoła. Brakowało mi tego widoku. Stary dom , na pozór wyglądający na opuszczony pośród pięknych i wysokich drzew. Było tu pięknie jednym słowem.
- Tak się cieszę ,że znów tu jestem. - Powiedziałam rozkoszując się zapachem kwiatów ,który dochodził pewnie z ogródka za naszym akademikiem.
Przypomniało mi się jak zawsze przyglądałam się Trudy ,kiedy pielęgnowała tam rośliny. Robiła to z taką pasją i oddaniem.
  Trudy to opiekunka w naszym domu. Jest niesamowita. Ona jest praktycznie osobą ,która gotuje i opiekuje się domem ,żeby wyglądał tak jak wygląda ,czyli prześlicznie. Nie ma nikogo do pomocy. No może my czasami pomagaliśmy ,bo uważaliśmy ,że tego wszystkiego jest za dużo jak na jedną osobę....

- Wchodzisz? - Usłyszałam za sobą głos mojego taty.
Odwróciłam się w jego stronę i szeroko uśmiechnęłam ,wiedząc ,że za moment znów znajdę się w domu ,który wręcz kocham.
- Tak. - Powiedziałam i poszłam za moim ojcem ,który szedł przodem z walizkami.
Kiedy znalazłam się za drzwiami ,rozejrzałam się po holu. Nic się nie zmieniło ,ciągle wszystko było tak samo. Z wyjątkiem tego ,że było bardzo cicho i nie było słychać ,żadnych odgłosów ,nawet gotującej Trudy. Zawsze nuciła piosenki ,jak coś robiła ,a dzisiaj nic nie słyszałam.
- No to ja jadę. - Poinformował mnie tata.
- Pa tato. - Powiedziałam i przytuliłam go a pożegnanie.
- Do zobaczenia w następne wakacje. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Później usłyszałam dźwięk odjeżdżającego samochodu i znów tą dziwną ciszę.
Zostawiając walizki tak jak stoją poszłam do salonu.
- Halo! - Zawołałam. - Jest tu kto?
- Cześć gwiazdko! - Trudy wyszła z kuchni przecierając talerz ręcznikiem.
- Trudy! - Krzyknęłam i przytuliłam ją. - Gdzie są wszyscy? - Spytałam jak się już od niej odkleiłam.
- Jeszcze nie przyjechali. Jesteś pierwsza.
Hm....Dziwne. Była 2 po południu i nikogo jeszcze nie było?
- No nic to ja się pójdę rozpakować. - Poinformowałam kobietę i wróciłam do holu po walizki.
Drzwi domu się otworzyły i wszedł do nich nie kto inny jak Jerome. Był on wysokim blondynek z odpicowaną fryzurą.
Wyglądał jakby się przed kimś chował.
- Cześć Jerome. - Powiedziałam bez barwy w głosie. Nie przepadałam za nim.
Odskoczył na bok ,a z jego ust wydobył się wrzask.
- Co ty u licha wyprawiasz? - Spytałam zaskoczona jego zachowaniem.
- Przestraszyłaś mnie. - Odpowiedział całkiem poważnie ,ale ja myślałam ,że żartuje.
- No bez przesady aż taka straszna to ja nie jestem. - Mruknęłam i powędrowałam na górę z walizką w ręku zostawiając mojego wroga za sobą.
Siedziałam w pokoju i rozpakowywałam ubrania dopóki nie usłyszałam pisków i krzyków dochodzących z dołu. Wiedziałam już ,że moje przyjaciółki przyjechały.
Podekscytowana zbiegłam na dół się przywitać.

Pierwszy beznadziejny rozdzialik ,chyba przyznacie.
Zapraszam na bloga o peddie KLIK

Patricia Miller