GRY

sobota, 19 października 2013

TRAGEDIA! ;c

Patricia Miller usunęła się z bloga!!!
Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale omal nie usunęła CAŁEGO bloga!
Weźcie przemówcie jej do rozumu tak, by zechciała tutaj wrócić!!!
Poszę pomóżcie mi! <333


Do czasu jej powrotu blog jest zawieszony... ;c

poniedziałek, 14 października 2013

♥ Rozdział 12 "Serio chcesz z nim zerwać?" ♥

**Joy**


W szpitalu nie było dość przyjemnie. Zawsze gdy przebywałam w tym miejscu czułam się chora ,mimo ,że wcale nie byłam. Wlokłam się za Trudy powolnym krokiem. Byłam nieco skrępowana faktem ,że Jerome może być tutaj przeze mnie. 
- Trudy ,ja nie chcę tutaj być. - Wymamrotałam do opiekunki. Przebywałam tutaj tylko jakieś niecałe pięć minut ,a już miałam tego miejsca po dziurki w nosie.
- Jeszcze nawet nie doszłyśmy. - Zauważyła kobieta. 
Westchnęłam. Byłam niemal pewna ,że szybko mnie stąd nie wypuści.
Przechodziłyśmy przez masę różnych korytarzy ,lecz w żadnym nie było śladu po kimś z domu Anubisa. Czułam się tak jakbyśmy krążyły w jakiś labiryncie nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia. Nie ,żebym była jakaś chora czy coś ,po prostu nie znoszę szpitali.
Rozglądając się dookoła zauważyłam Alfie'go. Stał przy sklepiku ,w którym sprzedawali ciasto. Nie bardzo mnie to zdziwiło. W końcu to Alfie.
- O Trudy! Joy! - Ucieszył się jak nas zobaczył.
- Hej Alfie. - Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Alfie gdzie są wszyscy? - Zapytała  Trudy.
- Siedzą w ogrodzie. Znudziło im się siedzenie pod salą Jeroma. - Zaśmiał się. - Mnie wysłali po ciasto. 
- Wysłali po ciasto? Jesteś pewny ,że sam nie postanowiłeś przyjść? - Spytałam. 
- Oj ,no dobra. Sam zdecydowałem przyjść po ciasto...Zadowolona?
- Bardzo.
- Joy idziesz ze mną do Jeroma? - Zapytała Trudy.
- Nie ,wolę iść do reszty. - Odpowiedziałam. Wolałam zwlekać jak najdłużej tylko się da z odwiedzeniem go ,a jeżeli teraz miałam wybór ,musiałam go wykorzystać. 
- No jak chcesz. To ja idę. - Powiedziała ruszając w kierunku kolejnego korytarza ,a po chwili zniknęła za jego drzwiami.
- Pomożesz mi zanieść ciasto. - Oświadczył Alfie. 
- Ok..ay.
Chwilę mu zeszło kupowanie go. Prawda była taka ,że nie mógł się zdecydować ,które wybrać. W końcu wybrał dwa rodzaje. Jabłecznik i sernik. Nie obyło się oczywiście od babeczki jagodowej ,którą zjadł na miejscu. 
- Nieee. Trudy robi lepsze. - Skomentował przełykając ostatni kawałek ,gdy szliśmy już w stronę ogrodu. 
- Przynajmniej wiesz ,że nie powinno się kupować szpitalnych babeczek. - Westchnęłam. 
Zapadła cisza ,która trwała do momentu ,w którym doszliśmy do naszych przyjaciół. Wszyscy siedzieli na kocu (nie miałam pojęcia skąd on się tu wziął) ,przy długim zielonym krzewie i popijali się oranżadą ,którą też nie wiedziałam skąd wzięli. Patricia raptownie wstała wyrywając się z objęć Eddiego i podbiegła do mnie ,po czym pociągnęła kilka metrów na bok ,nie dając mi możliwości przywitania się z kimkolwiek. 
- Słuchaj ,nie wiem czy to czasem nie jest spowodowane tymi robakami. - Powiedziała.
- Ja też tak myślę. - Przyznałam. - Kurczę ,jeżeli się okażę ,że to właśnie to jest przyczyną to uznam siebie za tyrana. 
- Oj ,nie przesadzaj. Należało mu się. - Uśmiechnęła się lekko.
- Ale nie aż tak. 
- W sumie racja. - Zamilkła na moment.  - Dobra chodźmy do reszty. - Znów pociągnęła mnie za rękę. 
Usiadłyśmy na skraju kocu. Nasze pojawienie się przerwało wszystkie dyskusje ,które właśnie trwały. Wszystkich wzrok skierował się na mnie ,jakby również uważali ,że to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą. 
- Nie gapcie się tak. - Uniosłam głos poirytowana. - Nic nie zrobiłam!
- Pewna tego jesteś? - Zabrał głos Eddie. 
- Eddie ,nie obwiniaj jej! - Skarciła go Patricia. - Jej wina ,czy nie ,tak czy tak należało się temu pajacowi.
- Czy ty aby na pewno się przeginasz? On leży w szpitalu!  - Krzyknął na nią. 
- Jeszcze raz się na mnie wydrzesz ,a ty sam wylądujesz w szpitalu!
- Ej ,nie kłóćcie się przeze mnie. - Wtrąciłam usiłując ich uspokoić. 
- On sam zaczął. - Odparła Pat.
- Ale wy jesteście parą i nie powinniście się kłócić.
- Chcą to niech się kłócą ,ich problem. - Powiedział Fabian niewzruszony. 
- Ale przez te kłótnie mogą zerwać! - Zwróciłam się do niego ,ale on tylko wzruszył ramionami. 
- Może to w sumie dobry pomysł. - Stwierdziła moja przyjaciółka. 
Spojrzałam na nią pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Uprzedził mnie Eddie zadając dokładnie to samo pytanie ,które własnie pchało mi się na usta.
- Że może to faktycznie dobry pomysł ,że powinniśmy zerwać. - Odpowiedziała mu wstając. - Muszę się nad tym zastanowić.  - Powiedziała jeszcze i zaczęła iść szybkim krokiem w kierunku szpitala. Wstałam i pobiegłam za nią.
- Serio chcesz z nim zerwać? - Spytałam.
- A co? Mam inne wyjście? Już się nie dogadujemy tak jak kiedyś ,chyba zauważyłaś. Przerwa nam się przyda. 
- Przecież się kochacie. 
- Nie jestem tego taka pewna. 
- Co?
Nie było mi dane dokończyć tej wymiany zdań ponieważ doszłyśmy do punktu gdzie siedziała Trudy ,a mianowicie przed salą ,w której leżał Jerome.
- Chcecie do niego wejść? - Zapytała.
Pat spojrzała na mnie.
- Ja idę ,a ty?
Po długim namyśle kiwnęłam głową. Wypadało wszystko z nim wyjaśnić. Rudowłosa weszła jako pierwsza ,a ja zawahałam się. Minęła chwila zanim zdobyłam się na wejście do środka. Bałam się ,bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać....

CDN...

Sorki ,że nie dodawałam tutaj długo rozdziału ,ale zupełnie nie wiedziałam co pisać. Miałam wizję ,ale nie miałam pojęcia jak przelać to na kartkę. Po ciężkich próbach w końcu się udało ,ale skutki nie do końca mnie zadowalają ,ponieważ uważam ,że ten rozdział wyszedł mi trochę bez sensu. A wy co myślicie?

Patricia Miller

piątek, 4 października 2013

♥ Rozdział 8 ♥ "Z nami koniec!"

**Jerome**

Wpadłem do pokoju jak z procy i skoczyłem na łóżko Alfie'go z zamiarem obudzenia go.
- Alfie wstawaj!
Dopiero po chwili skapnąłem się ,że łóżko jest puste. Zacząłem się zastanawiać gdzie mój przyjaciel mógł iść ,ale po chwili przerwałem rozmyślenia przypominając sobie ,że jak najszybciej muszę odkręcić kawał z rybami w szafce Joy.
Wciągnąłem na siebie kurtkę i wybiegłem nie zamykając za sobą drzwi.
- Gdzie idziesz o tej porze? - Usłyszałem za sobą ,kiedy miałem zamiar wychodzić. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem zadowolonego Alfie'go ,który schodził właśnie po schodach z ręcznikiem w ręku.
- Co ty robiłeś na górze? - Byłem ciekaw ,a zarazem bałem się ,że ciemnoskóry wciela w życie nasze plany z wczoraj.
- Wstałem ,żeby iść do łazienki i wpadłem na pomysł ,żeby podmienić szampon Joy na miksowany ser pleśniowy. - Opowiedział. - Zauważyłem później ,że Joy właśnie idzie do łazienki więc schowałem się ,ale ,kiedy usłyszałem dźwięk prysznica pomyślałem ,że zabiorę jej jeszcze ręcznik i oto tada. - Podniósł rzecz ,którą trzymał w ręku do góry.
- No brawo Alfie.- Powiedziałem cicho załamany.
Po chwili dobiegł nas z góry krzyk Joy. Mój przyjaciel wybuchł tubalnym śmiechem ,a ja westchnąłem i zabrałem od niego ręcznik ,a następnie pobiegłem na górę po czym zapukałem do drzwi łazienki.
- Joy wszystko okay? - Zapytałem.
- Mam w szamponie ser! - Krzyknęła. - A na dodatek nie mam ręcznika!
- Emm...tak się składa ,że ja mam twój ręcznik.
- Co?! Skąd?! Oddawaj go!!
- Tak ,tak już. Em.... - Zawahałem się. Przecież nie wejdę do damskiej łazienki ,żeby podać jej ręcznik. - Zostawię go przed drzwiami. - Poinformowałem.
- Dobra. Później mi wytłumaczysz skąd go masz ,a teraz idź ,bo muszę go zabrać! - Była wściekła.
- Okay. - Powiedziałem i odszedłem ,żeby po chwili znaleźć się na dolę w holu gdzie Alfie ciągle chichotał pod nosem.
- Stary co z tobą? - Spytał ,kiedy zauważył ,że mi nie jest wcale do śmiechu.
- Nic. - Odpowiedziałem ,a następnie wyszedłem z domu. Chociaż chciałem ,żeby Joy uniknęła tego kawału z rybami. Niestety ,kiedy doszedłem do szkoły wciąż była zamknięta ,a ja nie miałem nic czym mógłbym znów otworzyć zamek.
Ze złości aż kopnąłem drzwi ,a później wróciłem do domu. Połowa Anubisowiczów już nie spała tylko ubrana już w mundurki schodziła na dół i kierowała się do jadalni. Przemknąłem do pokoju niezauważony i jak najszybciej przebrałem się w mundurek ,kiedy zdałem sobie sprawę ,że lekcje zaraz się zaczną.
Kiedy wszedłem do jadalni nikogo tam nie było. Dom już świecił pustkami. Wszyscy na pewno poszli już do szkoły ,pomyślałem i zabierając jabłko ze stołu zarzuciłem torbę na ramię i tak samo opuściłem dom.
Można powiedzieć ,że biegłem. Wciąż jeszcze nie zapomniałem o tym kawale ,który czekał Joy ,kiedy otworzy szafkę.

Pełno ludzi błąkało się po korytarzach. Jeszcze lekcje się nie zaczęły. Przeciskałem się szukając Alfie'go ,którego znalazłem kilka metrów od szafki Joy stojącego pod ścianą. Brunetka właśnie podchodziła do szafki. Głos ugrzęzł mi w gardle i nie mogłem nic powiedzieć.
Stałem jak wryty i przyglądałem się jak jedna po drugiej ryby wyślizgują się z szafki dziewczyny ,kiedy ją otwiera i zatrzymują się na jej butach.
Alfie wybuchł śmiechem i aż położył się na podłogę. Inni widzowie też zaczęli się śmiać. Po chwili po szkole rozniósł się smród ,który dochodził właśnie z martwych ryb.
- O nie. - Przyłożyłem sobie ręce do twarzy. 
Alfie puknął mnie w ramie.
- Jerome! No co ty?! Czemu się nie śmiejesz?! Udało nam się! - Wykrzyczał. Na moje nieszczęście usłyszała to Joy i na dodatek Mara.
- To twoja sprawka? - Podeszła do mnie ta pierwsza.
- Emm... - Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Nienawidzę cię!! - Krzyknęła po czym wybiegła.
Następnie podeszła do mnie Mara.
- Z nami koniec!
-Co? - Myślałem ,że się przesłyszałem.
Nie odpowiedziała nic tylko pobiegła w tę samą stronę co Joy.
Okropnie się czułem.
Straciłem swoją dziewczynę i jeszcze na dodatek ta druga ,z którą myślałem ,że znalazłem wspólny język teraz znienawidziła mnie bardziej niż do tych czas...

CDN....

Patricia Miller

środa, 18 września 2013

♥ Rozdział 11: Nieprzewidziane skutki. ♥

**Joy**


Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Miałam dziwne przeczucia ,tyle ,że nie wiedziałam z czym związane. W głowie ciągle krążył mi dźwięk karetki ,którą słyszałam w nocy i ,która mnie obudziła. Była ona tak blisko i tak głośno ,jakby przyjechała właśnie tutaj. Szybko jednak stwierdziłam ,że nie ma się o co martwić ,bo kto by potrzebował z nas karetki? Zostałam przy przypuszczeniu ,że to był tylko sen ,jednak coś męczyło mnie aż do teraz.
Wiedząc ,że już i tak nie zasnę postanowiłam wstać z łóżka. Była ledwie piąta rano ,godzina ,o której jeszcze wszyscy spali ,a w pokoju nie było już ani Mary ani Pat. Zdziwiło mnie to bardzo. Nieobecność Mary jeszcze zrozumiem ,ona wstaje czasami wcześniej niż inni ,ale Pat? Ona zawsze śpi do oporu. I jeszcze fakt ,że ich obu nie było ,zastanawiał mnie jeszcze bardziej.
Pomimo niechcenia wstałam leniwie zakładając mój szlafrok ,ponieważ w pokoju było dość chłodno. Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi i zeszłam na dół. Dom świecił pustkami. Nigdzie nie mogłam znaleźć Pat i Mary. Reszta pewnie jeszcze spała ,ale gdzie one się podziały? W kuchni spotkałam Trudy. Siedziała przy blacie i wyglądała na trochę podenerwowaną ,a jednocześnie zamyśloną.
- Hej Trudy. - Powiedziałam podchodząc do niej.
- Cześć Gwiazdko. - Odparła nie odrywając oczu od punktu ,w który się wpatrywała. Coś w jej głosie było takiego niepokojącego.
- Czy coś się stało? - Zapytałam siadając obok niej.
Odpowiedziała mi dopiero po dłuższej chwili.
- Jerome jest w szpitalu.
Na początku nie uwierzyłam. Zaczęłam się śmiać.
- Dobry żart. Brawo Trudy.
Jednak ona wcale nie podzielała mojego humoru.
- Mówię poważnie Joy. W nocy po niego przyjechali. Dusił się.
Prychnęłam.

- Przecież jeszcze wczoraj wszystko z nim było w porządku.
- Ale dzisiaj już nie jest. - Westchnęła.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dusił się? Czy mogły to spowodować te robaki ,które mu wczoraj dałam? Co jeśli to przeze mnie jest w szpitalu? Co jeżeli to wszystko moja wina?
- Wolisz iść do szkoły czy pojechać do szpitala ,tak jak reszta? - Spytała opiekunka wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Wszyscy są w szpitalu ,bo Jerome tam jest? - Zdziwiłam się.
- Dokładnie.
Teraz już przynajmniej wiedziałam dlaczego Mary i Patrici nie było w pokoju ,kiedy się obudziłam. No ,ale ,żeby cały dom Anubisa od razu pojechał do szpitala z powodu Jeroma? Aż dziwne.
- To jak? Idziesz do szkoły czy zawieźć cię do szpitala? Czekam na twoją decyzję ,ponieważ ja sama też chcę tak jechać ,ale nie ma Victora ,no i nie mogłam ciebie samej w zostawić.
- Tak zawieź mnie. - Odpowiedziałam po chwili. - Daj mi chwilkę. Ubiorę się i możemy jechać.
- Dobrze.
Wyszłam z kuchni i wróciłam do swojego pokoju. Nie specjalnie śpieszyłam się z ubraniem ponieważ szczerze to wolałabym iść do szkoły niż siedzieć w szpitalu z powodu chłopaka ,którego nawet nie lubię ,ale miałam wrażenie ,że ja również powinnam tam teraz być.
Już gotowa zeszłam na dół. Trudy czekała na mnie w salonie wciąż podenerwowana. Ubrałyśmy jeszcze buty i kurtki i pojechałyśmy do szpitala.
Przed wejściem naszły mnie obawy ,że wszyscy zaczną obwiniać mnie za to co się stało....W sumie to mogła być prawda.....

CDN....

Jak widzicie ten blog nie jest zawieszony....JESZCZE! Możliwe ,że też będzie. Wszystko zależy od was. Co do peddie to mam już napisane dwa rozdziały w przód i chciałabym je zacząć dodawać ,ale nie dodam ponieważ pod 16 jest tylko 13 komentarzy ,no i blog jest zawieszony. Jeżeli chcecie bym go odwiesiła to wiecie co zrobić. Tylko bez spamów!

Patricia Miller

czwartek, 29 sierpnia 2013

♥ Rozdział 10 ♥ "Ja sobie nie życzę robaków pod moją pierzyną!"

**Joy**

Obserwowałam z kuchni jak moi przyjaciele powoli zbiegają się do jadali i siadają przy stole czekając na posiłek.
- Joy! - Powiedział ktoś za mną. Wzdrygnęłam się wystraszona.
- Patricio ,nie strasz mnie tak więcej! - Krzyknęłam ,kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę.
- Sorki. Znalazłaś te robale? - Zapytała.
- Ja sobie nie życzę robaków pod moją pierzyną! - Do kuchni wszedł Eddie.
Patricia westchnęła ,a na jej twarzy pojawił się grymas zmęczenia.
- No przecież ci tłumaczyłam ,że to było jak się nienawidziliśmy.
- Gaduło znam cię dobrze i wiem ,że byłabyś zdolna do tego by i teraz zrobić mi taki kawał.
- Nie nazywaj mnie Gadułą ,karaluchu! - Oburzyła się.
- No dobrze Paplo. - Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
Wzrok mojej przyjaciółki pokierował się na dzbanek pełen soku ,który stał tuż obok niej.
Zanim się obejrzałam już trzymała go w rękach.
- Woow. - Eddie cofnął się w tył podnosząc ręce w geście obrończym. Ani mi się śniło ,żeby coś powiedzieć. - Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
- Nie ,nie mówiłeś. - Zrobiła krok w jego kierunku.
- No to mówię teraz ,tylko proszę odłóż ten sok!
- Hmm...niech się zastanowię... - Udała ,że myśli.
- Pat zbastuj. - Odezwałam się zmęczona już tym.
Brunetka spojrzała na mnie ,a po chwili odłożyła sok z powrotem na blat.
- Masz szczęście ,leszczu. - Rzuciła w stronę Eddie'go i wyszła.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- Dzięki. - Zwrócił się do mnie.
- Nie ma za co. - Odparłam.
Zaśmiał się.
- Złośnica z niej. - Powiedział kręcąc głową.
- Tak okazuje swoje uczucia.
- Gdzie jest obiad?! Ja umieram! - Dobiegł nas krzyk Alfie'go z jadalni.
- Już niosę. - Odkrzyknęłam.
Eddie wrócił do jadalni ,a ja zabrałam się za noszenie talerzy. Pierwszy talerz dałam oczywiście ciemnoskóremu ,który wręcz rzucił się na jedzenie.
- Ugh..Alfie. - Skomentowała jego zachowanie Amber.
Zaśmiałam się ,a drugi talerz ,który trzymałam postawiłam przed Fabianem. Po kolei nosiłam obiady każdemu. Swój i Jeroma zostawiłam na koniec ponieważ chciałam zobaczyć jego reakcję na widok robali. Podałam mu talerz.
- Dzięki. - Uśmiechnął się do mnie nieśmiało. Nie odpowiedziałam mu. Bez słowa usiadłam na swoim miejscu pomiędzy Pat i Alfie'm. Szczerze to wolałabym siedzieć gdzieś indziej. Nieustanne mlaskanie Alfie'go odbierało apetyt.
Skierowałam oczy na Jeroma ,który właśnie wsadzał pierwszy kęs do buzi. Wstrzymałam oddech ,żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Smakuje ci? - Spytałam z politowaniem ,kiedy Jerome zjadł już połowę.
Pokiwał głową.
- Bardzo.
Zakryłam usta ręką nie mogąc już wytrzymać. Po chwili zauważyłam jak Jerry wpatruje się w talerz i robi się cały czerwony.
- W moim jedzeniu są robaki! - Wrzasnął ,a po chwili złapał się za brzuch. - Przepraszam na moment. - Jęknął i wybiegł z pokoju.
Wybuchał niekontrolowanym śmiechem.
- AAA robale!! - Krzyknęła spanikowana Amber. - Nie znoszę robali..
- Spokojnie Amber. - Powiedziałam ,kiedy nieco się uspokoiłam. - Robale są tylko na talerzu Jeroma.
- To po to ci one były? - Spytała Pat kojarząc fakty.
Uśmiechnęłam się.
- Dokładnie.

Reszta siedziała nie ogarniając co się dzieje.
- Wsadziłaś robaki Jeromowi do jedzenia? - Odezwał się zszokowany Fabian.
- A co ty myślałeś? - Spytałam. - Że nic nie zrobię po tym jak to on wsadził mi zdechłe ryby do szafki?
Brunet już nic nie powiedział tylko wrócił do jedzenia.
- Joy ,nie wiedziałam ,że jesteś taka mściwa. - Powiedziała tym razem Nina.
Westchnęłam zmęczona ich uwagami.
- Niech wie jak to jest być ofiarą kawału. Należało mu się. - Odpowiedziała złotowłosej Patricia.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- W sumie to masz rację.
- Pójdę sprawdzić co z nim. - Powiedziała jak to zwykle zatroskana Mara i wstała.
- Maro siadaj. - Rozkazałam. - Już nie jesteście razem ,pamiętaj. Nie masz obowiązku się o niego martwić.
Usiadła z powrotem.
- Co prawda to prawda. - Przyznała.
- To ja pójdę. - Willow włączyła się do konwersacji ,a następnie za nim ktoś zdążył zareagować wyszła. Spojrzałam na Mare. Wiedziałam ,że ciągle kocha Jeroma ,a uprzedzenie do Willow jej jeszcze nie przeszło.  Na jej twarzy można było zobaczyć złość ,ale też i smutek.
- Nie przejmuj się Maro. - Złapałam ją za rękę.
- No właśnie. - Poparła mnie Pat chwytając za drugą rękę Mary. - On nie jest tego wart.
- Dzięki dziewczyny. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Do pokoju wróciła Willow ciągnąc za sobą Jeroma ,który szczerze to nie najlepiej wyglądał. Zachichotałyśmy.
- Coś ty zjadł Jerome? - Spytałam chytrze.
- Robaki. - Odpowiedział ciężko siadając na swoje miejsce.
- Z przyjemnością mogę stwierdzić ,że jesteśmy kwita. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc jak zareaguje. Otworzył szeroko oczy.
- Ty to zrobiłaś? - Spytał ze zdziwieniem.
- A co myślałeś?
Nie wychodził z szoku i dobrze. Niech wie z kim zadziera.
Znów przyłożył sobie rękę do brzucha i jęknął.
- Znowu? - I wybiegł z salonu z gwałtowną prędkością. Wybuchnęłam śmiechem znów nie mogąc się opanować. Zaraz do mnie dołączyła i Patricia.
- Wydaję mi się ,że jednak trochę przesadziłaś.- Powiedział powoli Fabian warząc dokładnie każde słowo.
- Zasłużył na to. - Odparłam pewnie i wstając od stołu wyszłam. Udałam się do swojego pokoju ,nie mając do robić sięgnęłam po moją ulubioną książkę "Zmierzch". Może i czytałam ją i wiele razy ,ale ciągle mi się nie znudziła.
Zanim jeszcze ją otworzyłam pomyślałam jeszcze raz o Jeromie. Pewnie teraz siedział w łazience wypruwając z siebie flaki.


Następny za minimum 10 komków :D

Patricia Miller

piątek, 9 sierpnia 2013

♥ Rozdział 9: Zemsta ♥

**Joy**

Byłam na maksa wściekła.Co za....Ugh!!! A ja chciałam się z nim zaprzyjaźnić i nawet go przeprosiłam ,a on co!?
Wpadłam do pokoju i opadłam na łóżko. Mimo to ,że byłam bardzo zła ,to i tak nie powstrzymało moich łez od wypłynięcia z oczu rozmazując przy tym mój lekki makijaż.
- Joy? - Usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się ,żeby sprawdzić kto to.
W drzwiach stała moja przyjaciółka Mara.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam ,a raczej wychlipałam przez łzy.
- Przyszłam sprawdzić jak się czujesz. - Odpowiedziała z wyraźną troską.
- A jak się mam czuć? Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić Maro.
- Już nie musisz próbować. - Pogładziła mnie po ramieniu. - Zerwałam z nim.
- Co? - Zdziwiłam się. - Przecież ty go kochasz.
- Tak ,ale nie chcę być z kimś kto tak traktuje moją przyjaciółkę.
- Czuję się winna tego ,że już nie jesteście razem. Byliście fajną parą. - Przyznałam.
Brunetka raptownie posmutniała.
- Może i tak ,ale nie chcę mieć takiego chłopaka jak on. - Powiedziała cicho.
Przytuliłam ją do siebie. Łzy chwilę temu przestały spływać mi po policzkach.
- Muszę o nim zapomnieć. - Wyszeptała.
Westchnęłam wiedząc ,że to nie będzie dla niej łatwe ,a nie chciałam by cierpiała.
Dobiegło nas pukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałyśmy jednocześnie.
Do pokoju weszła Trudy.
- Gwiazdki ,a wy nie w szkole? - Zapytała.
- Nie mam ochoty tam dzisiaj być. - Odpowiedziała na jej pytanie Mara.
- Ja też nie. - Odezwałam się.
- Coś się stało? - Zauważyła ,że nie jesteśmy w nastojach.
Nic nie powiedziałyśmy.
- Rozumiem ,że nie chcecie o tym rozmawiać. - Zgadła. - Nie powiem Victorowi ,że tu jesteście ,ale musicie mi pomóc w robieniu obiadu.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do opiekunki ,a ona po chwili opuściła pokój.
- Trzeba się przebrać. - Westchnęła brunetka ,po czym wstała i zabierając ciuchy ze swojego łóżka także wyszła z pokoju.
Uszykowałam sobie czerwoną sukienkę z jedwabiu i balerinki tego samego koloru. Ubrałam się w te rzeczy ,a mundurek powiesiłam na wieszaku w szafie i zeszłam na dół.
Kiedy znalazłam się w kuchni Trudy od razu wręczyła mi worek ziemniaków i nożyk.
- Obieraj. - Rozkazała zabiegana.
- Czy wszystko w porządku? - Zapytałam zaczynając obierać.
- Mam dzisiaj randkę. - Odpowiedziała. - Muszę się szybko wyrobić z obiadem ,by mieć czas się uszykować.
- Randka? - Zdziwiłam się. - Z kim?
Zarumieniła się.
- Z wujkiem Fabiana. - Odpowiedziała radośnie.
- To super! - Spróbowałam wydobyć z siebie chodź odrobinę entuzjazmu. 
- Trudy? - Do kuchni weszła Mara.
- Ohh. Jak dobrze ,że jesteś. - Odetchnęła opiekunka i wręczyła Marze masę sztućców.
- Ale ja nie mogę wam pomóc. - Powiedziała brunetka odkładając te rzeczy na blat. - Mój tata dzwonił i chce się ze mną spotkać.
Trudy westchnęła.
- No dobrze. Idź już.

- Dzięki. - Moja przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie i wybiegła z kuchni.
- Wygląda na to ,że więcej obowiązków spadło teraz na ciebie ,Joy. - Zwróciła się do mnie Trudy po chwili.
- Przeżyje. - Odpowiedziałam wkładając już obrane ziemniaki do garnka ,po czym włączyłam palnik.
Kobieta zabrała sztućce ,które zostawiła Mara i poszła rozłożyć je w jadalni na stole. Usiadłam na krześle czekając na dalsze zadania.
- Teraz jesteś wolna. - Powiedziała ,kiedy wróciła. - Kiedy wszystko się ugotuję po prostu każdemu nałóż ,okay? A ja już pójdę się szykować. Mogę ci powierzyć takie zadanie?
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się.
- Dobrze. - Odwzajemniła mój uśmiech i wyszła. 
Zabrałam czasopismo ,które leżało obok owoców i gotowa na to ,że trochę będę musiała czekać aż to wszystko się ugotuje ,zaczęłam czytać.
"Jak zemścić się na chłopaku?" ,przyciągnął moją uwagę tytuł głównego artykułu.
- To może być ciekawe. - Powiedziałam do siebie i przeszłam do czytania.
Od razu ,kiedy skończyłam czytać zdecydowałam ,że powinnam zemścić się na tym pacanie. Tylko jak?
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek ,który mówił ,że obiad gotowy. Wyciągnęłam odpowiednią liczbę talerzy i zajęłam się nakładaniem na nie ziemniaków i mięsa.
Zatrzymałam się na jednym z talerzy. Już wiedziałam jaki kawał zrobić Jeromowi! Spojrzałam na zegarek. Lekcje już się skończyły i wszyscy już pewnie zmierzali w stronę domu.Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Pat.
- Halo? - Odebrała już po drugim sygnale.
- Masz jeszcze te robaki ,które kiedyś chciałaś wsadzić Eddiemu pod pierzynę?
- Jakie robaki?! - Usłyszałam zdziwiony i zdenerwowany głos Eddie'go. Ups...
- Em...żadne. - Odpowiedziała mu. - Są u nas pod moim łóżkiem. - Zwróciła się do mnie.
- Dzięki. - Rozłączyłam się ,a następnie pobiegłam na górę ,żeby po chwili wyciągnąć duże pudełko spod łóżka mojej przyjaciółki ,po czym wróciłam do kuchni. 
Wsadziłam robaki na jeden z talerzy tak by ich nie było widać. Zemsta jest słodka ,pomyślałam. 
Do domu po woli zaczęli się schodzić wszyscy. Z szatańskim uśmieszkiem zdecydowałam ,że zemstę czas  zacząć.

No to tyle z 9. Pisałam to długo i jeszcze wyszło durnie! ;c

Patricia Miller

sobota, 20 lipca 2013

♥ Rozdział 7 ♥ "Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam."

**Joy**

Obudził mnie rano śpiew ptaka i promienie słońca ,a to wszystko dochodziło zza otwartego okna. Wczoraj wieczorem było tak ciepło ,że postanowiłyśmy z dziewczynami ,że nie będziemy go zamykać na noc.
Usiadłam i przeciągnęłam się ziewając ,a następnie rozejrzałam się po pokoju. Patricia i Mara były jeszcze pogrążone w głębokim śnie.
Nasze walizki wciąż stały obok szafy nierozpakowane. Byłyśmy wczoraj zajęte opowiadaniem sobie nawzajem jak to spędziłyśmy wakacje i jakoś zapomniałyśmy się rozpakować.
Będzie to trzeba zrobić dzisiaj po szkole ,pomyślałam i na samą myśl o tym westchnęłam. Nie znosiłam się rozpakowywać ,no ,ale niestety.
Rozchmurzyłam się jak zdałam sobie sprawę z tego ,że dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły. Odruchowo spojrzałam na zegarek. Była dopiero 5 rano ,a słońce już świeciło jakby było południe. Zapowiadała się na dzisiaj piękna pogoda.
Wstałam wsuwając laczki na nogi i założyłam mój aksamitny szlafrok ,a następnie wyszłam z pokoju i pokierowałam się ku dołowi. Starałam się być cicho ,bo wiedziałam ,że wszyscy jeszcze śpią. Przechodząc obok pokojów chłopaków weszłam do kuchni i oparłam o blat. Rzadko zdarzało mi się wstawać tak wcześnie zwłaszcza jak jeszcze poszłam późno spać tak jak wczoraj ,a teraz zdałam sobie sprawę ,że jestem całkowicie wyspana.
Sięgnęłam po kubek do szafy ,wstawiłam wodę w elektrycznym czajniku ,a następnie wsypałam jedną łyżeczkę kawy do uszykowanego kubka.
Nie wiedziałam ,skąd się tu wziął ,ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam Jerome'a. Stał tyłem do mnie wyraźnie mnie unikając.
Nie dziwie mu się. Wczoraj troszeczkę przesadziłam.

- Cześć Jerome.- Powiedziałam. Miałam chęć to wszystko naprawić. Przyczyny tego były mi nie znane.
Zignorował mnie.
- Masz ochotę na kawę? Właśnie robię. - Próbowałam dalej.
 Nie. - Odpowiedział w końcu ,ale nie patrząc w moją stronę. - Bo ją jeszcze zatrujesz.
Westchnęłam i wyciągnęłam drugi kubek po czym wsypałam tam łyżeczkę kawy. Akurat woda się zagotowała i zalałam kawę.
- Z cukrem czy bez? - Spytałam.
Spojrzał na mnie.
- Ty na serio?
- Tak.
- Z cukrem. - Powiedział trochę zaskoczony.
Podałam mu kubek. Zabrał go z widoczną ostrożnością.
- Nie zatrułam tego. - Zapewniłam.
- Nie mogę być pewny. - Odparł upijając jeden łyk.
- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam.
Aż się zachłysnął.
- Co?
- No przepraszam cię za to. - Powtórzyłam. - Nie chciałam tego powiedzieć. Tak naprawdę to wyglądasz okay i włosy też masz niczego sobie....
Uśmiechnął się.
- Przyjmuje przeprosiny.
Też się uśmiechnęłam.
- Kto by pomyślał ,że umiesz tak ładnie przeprosić... - Powiedział śmiejąc się.
Wywróciłam oczami.
Po chwili Jerome przestał się śmiać i spoważniał.
- Ja już muszę lecieć. - Poinformował. - Dzięki za kawę. - Odłożył kubek na blat i wybiegł z kuchni.
Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Zauważyłam na zegarze ,że dochodzi 6. Sama nie wierzyłam ,że tak długo tutaj siedziałam.
Była to pora ,żeby się wykąpać i uszykować do szkoły. Umyłam kubki i poszłam najpierw wziąć prysznic.

Tada!! Oto rozdział 7!!

Patricia Miller